środa, 27 marca 2019

Zagubione dusze. „Wyspa Mgieł” – Maria Zdybska


„Być może prawdziwa wolność jest zawsze okupiona samotnością.” 

Wyspa Mgieł „chodziła” już za mną od dłuższego czasu. Dlaczego? Cóż, powodów było kilka. Lubię testować polskich autorów, a że ostatnio coraz częściej sięgam po książki z naszego rodzimego podwórka, toteż natknęłam się na powieść Marii Zdybskiej, która zaintrygowała mnie całkiem ciekawym opisem, ale jeszcze lepszą w moim odczuciu okładką. Czy się nie zawiodłam? 

Ona została oddana na wychowanie pod skrzydła niezbyt przychylnej jej władczyni. On żyje w osamotnieniu i jest postacią, która reprezentuje wszystko to, czego nienawidzi owa królowa. Ich losy wydają się jednak ze sobą splecione. Czy zaślepiona miłością dziewczyna będzie w stanie dostrzec prawdę? Czy przeklęty mag odkryje, jakie tajemnice skrywa dziewczyna? 

Wyspa Mgieł otwiera cykl Krucze serce. Przyznam szczerze, że początek był raczej średni i odrobinę monotonny. Lekko wiało nawet nudą, kiedy to zakochana dziewczyna robiła maślane oczy do księcia, który wydawał się ją ignorować, a jego myśli zaprzątało zupełnie co innego. Jednak, z biegiem czasu, historia robiła się coraz ciekawsza i nabierała tempa. Z uśmiechem na ustach przyjęłam informację, że Lirr opuszcza królestwo i wyrusza na niebezpieczną misję, gdyż przyjęłam to za zwiastun zbliżającej się interesującej przygody. (Jak się okazało, całkiem słusznie.) 

Od samego początku intrygowała mnie tajemnica związana z krukiem. Muszę przyznać, że autorka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, jeśli chodzi o ten wątek, gdyż nie przewidywałam takiej możliwości, a miałam kilka hipotez. 

Bohaterom wykreowanym przez Marię Zdybską z cała pewnością nie można odmówić charakteru. Najbardziej polubiłam zadziornego maga, ale Lirr też nie mogę nic zarzucić. Jasne, momentami jej naiwność i zaślepienie miłością działało mi na nerwy, ale zrzucę to na karb młodego wieku. Myślę jednak, że jest to postać, która będzie budzić bardzo skrajne emocje i raczej mało który czytelnik będzie miał do niej ambiwalentny stosunek. 

W recenzji już kilka razy przewinęła się „miłość”, ale muszę was ostrzec, że tak właściwie wątek romantyczny jest bardzo słabo zarysowany i schodzi na dalszy plan całej historii. Prawdopodobnie rozwinie się w drugiej części i muszę przyznać, że ciekawi mnie, w którą stronę się potoczy. 
„Czasem zapomnienie jest dobrodziejstwem.” 

Cała opowieść jest tym bardziej ciekawa, że tak naprawdę nie wiemy, kim jest główna bohaterka. Jasne, dostajemy informację, że została przygarnięta przez piratów i to statek uważa za swój dom, aczkolwiek, co działo się z nią przed tą feralną nocą na morzu, gdy korsarze wyłowili ją z wody? A możecie mi wierzyć, że nie są to jedyne sekrety, z jakimi zetkniecie się czytając pierwszy tom Kruczego serca. Maria Zdybska zostawia czytelnika z cała masą pytań, co tylko wzmaga apetyt, by sięgnąć po kolejny tom. 

Książkę czyta się naprawdę szybko. Wspomniałam wam wcześniej o dość nużącym początku, ale im dalej, tym lepiej. Historia zdecydowanie nabiera tempa, a kiedy do akcji wkracza magia, to robi się już bardzo interesująco. Styl pisania autorki to także niewątpliwy atut. Powieść jest „lekka” i pozbawiona niepotrzebnych dłużyzn. Czytając ją miałam wrażenie, że rzeczywiście jestem w świecie wykreowanym przez Marię Zdybską. Rozdziały są stosunkowo bardzo krótkie, więc powiedzenie „jeszcze tylko jeden rozdział” obraca się w „jeszcze dwa, pięć ewentualnie dwadzieścia”. 

Autorka niemalże z każdą stroną coraz bardziej wprowadza czytelnika w wykreowany świat, który z pozoru wydaje się piękny i doskonały, w starciu z rzeczywistością jest jednak niebezpieczny i przerażający. Sieć intryg się rozrasta, a tajemnice nawarstwiają. Autorka porusza wiele wątków, które mam wrażenie w Wyspie Mgieł zostały dopiero liźnięte. Liczę na to, że poznam ich rozwinięcie w kolejnych częściach. 

Muszę wspomnieć o okładce, która bardzo mi się podoba. Jest taka delikatna, subtelna… Kwintesencja kobiecości. Naprawdę świetna robota. 

Pierwszy tom cyklu Krucze serce z całą pewnością może zaintrygować czytelnika. Mamy tutaj ciekawych bohaterów i intrygującą historię, która z każdą stroną nabiera tempa. Jasne, mogłabym się przyczepić do tego, że kreacje postaci są jeszcze trochę jakby schowane – mamy główny zarys, ale nie wnikamy jakoś głęboko w ich motywacje oraz warstwę psychologiczną. Mogłabym wytknąć schematyczność w niektórych wątkach, ale… czy jest sens, skoro książkę czytało mi się naprawdę dobrze, a opowieść mnie zainteresowała i wiem, że jeszcze do niej wrócę? Mroczne tajemnice, przemyślane intrygi, niebezpieczna magia, to coś, co zdecydowanie lubię. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy!

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Genius Creations <3


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.