czwartek, 28 kwietnia 2016

Jednak zła czy nie zła? - Zła krew - Sally Green - recenzja


Rzeczy nie są dobre czy złe same w sobie. Są takie jakimi nam się wydają.



Wydarzenie targów w Bolonii, przed premierą tłumaczone na 47 języków!

Wola przetrwania, która pokonuje wszelkie przeciwności.
Współczesny świat, w którym obok ludzi żyją wiedźmy – dobre białe oraz złe czarne. Piętnastoletni Nathan jest mieszańcem obu zwaśnionych, ściganym i wyalienowanym, lecz zdecydowanym przetrwać za wszelką cenę. Pierwsza część trylogii, która zostanie przetłumaczona w kilkudziesięciu językach.

Rekord Guinnessa: Najczęściej tłumaczona przed premierą książka debiutującego autora.
[Foksal]  (Opis z  tyłu na okładce jeszcze bardziej zachęca do sięgnięcia po książkę; może z wyjątkiem porównania do Zmierzchu)

Czytając opis pomyślałam wow! Książka przetłumaczona w tylu językach zanim jeszcze tak naprawdę ujrzała światło dzienne musi być wręcz niesamowita. Reklamowana jako połączenie Harry'ego Pottera i Tożsamości Bourne’a – musi być świetna. Jak jest naprawdę i czy się nie zawiodłam? 

Zła krew - Sally Green zapewne zwraca uwagę okładką. Połączenie kolorów jest magnetyczne i sprawia, że wzrok sam ucieka w jej kierunku. Ukłony w kierunku grafików, bo wykonali kawał świetnej roboty. 

A co tak naprawdę kryje w sobie książka, która tak szybko stała się hitem?

Sally Green wprowadza nas w świat który jest dla nas znany, a jednocześnie obcy. Nie zmienia obecnych realiów, ale dodaje magię. Coś jak w Harrym Potterze. Są zwykli śmiertelnicy, ale są też czarodziejki i czarownicy. Biali i czarni. Dobrzy i źli. Niemagiczni nie wiedzą, że obok nich żyją „istoty” obdarzone magią. Czyli praktycznie standard. Autorka rozgranicza jednak świat dobrych czarodziejów i czarodziejek – białych, w których płynie tylko dobra krew – i świat czarowników i czarownic. Ci drudzy są prześladowani i tępieni przez elitarny oddział Łowców. Ale ale, nie współczujcie im za bardzo, bo to rzeczywiście w ludzie powiedzmy „spaczeni moralnie”. Co się stanie kiedy urodzi się chłopiec, który jest w połowie biały a w połowie czarny?

Nathan – ma matkę czarodziejkę i ojca czarownika. Jest Półkodem. Jego życie nie jest łatwe. Regularnie musi się wstawiać na oceny Rady Białej Magii. Jest prześladowany ze względu na swoje pochodzenie i odosobniony od reszty świata. Poznajemy drogę jaką chłopiec musi przejść od dziecka do nastolatka. Życie Nathana jest bardzo zagmatwane i trudne. Musi się zmierzyć z odrzuceniem, brakiem akceptacji, samotnością, życiem w niewoli, a później z rolą zbiega. Trwa wyścig z czasem…

Rzeczywistość stworzona przez Sally Green jest brutalna i bezkompromisowa. Świat z pozoru wydaje się czarno – biały. Sądy wydawane przez wspólnotę dobrych czarodziejów są klarowne – nie ma półśrodków. Z czasem jednak czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy biali rzeczywiście są tymi dobrymi. To nie tylko czerń i biel, to też liczne odcienie szarości, które mimo wszystko możemy odnaleźć w powieści.

W książce pojawia się również wątek romantyczny. Dziewczyna tak „biała”, że bardziej nie można zwraca uwagę na odmieńca. Zakazany owoc przyciąga, to fakt, ale czy tylko to spowodowało, że Annalise zainteresowała się Natanem?

Hmmm… Natan cierpi, cierpi i jeszcze raz cierpi. Autorka w bardzo obrazowy i dosadny sposób przedstawia tortury chłopaka. Szczerze, to nawet mnie zaczynało wszystko boleć podczas takich fragmentów. 

Co mogę powiedzieć o bohaterach? Cóż… Niewiele. Poza postacią Natana, to mało kto zasługuje na uwagę. Chłopakowi się współczuje, jest się razem z nim podczas jego walki o przetrwanie. Kibicuje się mu. To biedny, skrzywdzony, doświadczony przez los nastolatek i czytelnik czeka na moment, kiedy w końcu przytrafi mu się coś dobrego. Z pewnością intrygującą jest postać Marcusa. Kto tak naprawdę kryje się pod maską najpotężniejszego czarownika? Jakie tajemnice skrywa? Co spowodowało, że stał się tym kim jest? Inni bohaterowie są, ale jakby ich nie było. Kończąc powieść pamięta się dobroć brata Natana, i przebiegłość Mercury. Bohaterowie przychodzą i odchodzą… To chyba najlepsze podsumowanie. 

Co do kreacji świata jaką stworzyła Sally Green. Cóż i tutaj niestety muszę wytknąć jej braki. W Złej krwi widzimy zaledwie szczątkowy zarys świata czarodziejów. Nie wiemy jak powstała ich społeczność, kiedy nastąpił podział na dobrych i złych – był od samego początku czy może wydarzyło się coś, co sprawiło, ze nastąpiły prześladowania? Dlaczego czarodzieje żyją na uboczu – czy zawsze tak było? Autorka wspomina o książkach historycznych. Mimo że miała okazję wpleść takie wątki w powieść, nie zrobiła tego. Szkoda…

Liczyłam na coś więcej. Na opisy pojedynków, pościgi, uroki, klątwy, dużo akcji i narastające napięcie… Niestety, przeliczyłam się.

Pomysł ciekawy, wydawałoby się, że można go wycisnąć jak cytrynę, ale nie tym razem. Książka z ogromnym potencjałem – niestety niewykorzystanym. 

Na obronę Złej krwi mogę dodać, że mimo iż jest pisana prostym językiem, pozbawiona humoru i żartów sytuacyjnych, czyta ją się bardzo szybko. Wiecie jak to jest trwać w nienaturalnej i niekomfortowej ciszy? Czasami ma się takie wrażenie czytając tą powieść. Atmosfera jest napięta, ale niekoniecznie wychodzi to na plus.

Zastanawiam się co przyczyniło się do takiego sukcesu tej książki… Jak na razie nie wiem… Może druga część – Dzika krew – podsunie mi jakieś pomysły. 

Książkę tak na 3.





Zamieszczam Wam filmik promujący powieść. Skusiłaby Was czy jednak nie?
4

niedziela, 24 kwietnia 2016

Czas zmierzyć się z przeszłością - Inwazja na Tearling - recenzja

Nad Tearling nadciągają czarne chmury, chociaż lepszym określeniem jest raczej horda spragniona krwi, gwałtu i łupów armia Mortmesne. Wojska Tearlinu postawione zostają w stan mobilizacji. Czy mała armia może skutecznie przeciwstawić się wielotysięcznym wojskom Szkarłatnej Królowej? Wojna się zbliża. Giną żołnierze jednej i drugiej strony. Co przezwycięży szalę zwycięstwa? 
Kelsea jako młoda królowa musi się zmierzyć z wieloma problemami z jakimi boryka się jej królestwo. Dziewczyna się zmienia – nie tylko wewnętrznie, ale i wewnętrznie. Wydaje się, że gdzieś zagubiła cząstkę siebie. Jakby z urodą zyskała również okrucieństwo. Dziewczyna stara się jednak panować nad gniewem – z różnym skutkiem. Dziewczyna w nieodgadniony sposób poznaje losy kobiety z przeszłości, żyjącej przed Przeprawą, widzi również pierwszego króla – Williama Tear’a. Moc dziewczyny również rośnie. Czy będzie w stanie przeciwstawić się Szkarłatnej Królowej?

Często bywa tak. że kontynuacje bywają gorsze od pierwszych tomów. Czy tak było i tym razem? Nie. Książka jednak jest bardziej specyficzna od Królowej Tearlingu. Dużo w niej opisów wojsk, potyczek, przygotowań do oblężenia. Jest też zdecydowanie więcej magii. Zapewne nie każdemu przypadnie to do gustu. Przez długi czas zastanawiałam się dlaczego autorka zdecydowała się wprowadzić historię Lily, żyjące przed Przeprawą. Przyznam, szczerze, że przez długi czas denerwowało mnie, że odciągają nas one od obecnych wydarzeń. W końcowym rozrachunku, rozumiem jednak Erikę Johansen. Życie Lily nie jest wyglądającą z zewnątrz sielanką, to prawdziwy koszmar. Czy kobieta odnajdzie w sobie wolę walki, czy się podda? Historia kołem się toczy, jak niektórzy mawiają

Częściej zaglądamy w rzeczywistość Szkarłatnej Królowej. Możemy zobaczyć jak żyje „diabeł” w kobiecej skórze. Poznajemy jej tożsamość, jej przeszłość, jej obawy i lęki. Kim jest władczyni Mortmesne? Tego Wam nie powiem. Jej historia jest ciekawa, ale można się domyślić rozwiązania zagadki zanim ujawnia się nam ono w książce. 

Słyszeliście przypowieść o dwóch wilkach walczących ze sobą w człowieku? Jeden dobry, drugi zły.
Wygrywa ten, którego karmimy. W Kelsea, w Inwazji na Tearling, często wygrywa zły wilk… Dziewczyna nadal jest odważna i pewna siebie. Zaczęła jednak wzbudzać lęk, może nawet większy niż sam Buława. Obudziło się w niej zło, które próbuje przejąć nad nią władzę. Nadal jednak jest władczynią, która zrobi wszystko, by ocalić swój lud. 

Osobiście liczyłam na więcej scen z Duchem, ale niestety się przeliczyłam. Duch pojawia się raz i jest tak samo tajemniczy, intrygujący i magnetyczny jak w Królowej Tearlingu. Czy ten koleś nie może powiedzieć niczego wprost?

Straż królewska w takim samym stopniu absorbująca i ciekawa jak w poprzednim tomie. Uwielbiam ich. 

Pojawia się kilkoro nowych bohaterów. Ojca Najświętszego wręcz nie trawię. Bohater bardzo dobrze wykreowany. Jego zaślepienie, obłuda, żądzą władzy i „miłosierdzie” dla bliźnich... Cudowna osoba… Wzór cnót jakie powinien posiadać kapłan… 

Zostajemy również świadkami wielu ciekawych scen z mroczną istotą, która, co tu mówić, podkręca atmosferę… Robi się gorąco… :) 

Może to straszne co zaraz Wam powiem, ale zaczynam współczuć Szkarłatnej Królowej. No dobra, współczułam przez moment, ale mimo wszystko. 

Co się stało z ojcem Taylerem?? Odważny człowiek, zmuszony do dokonania wyboru... Zdecydował się na podążenie drogą trudniejszą, jak to się dla niego skończy?

Zagadki się namnażają, los bohaterów coraz bardziej leży nam na sercu, tajemnica goni tajemnicę. Książka równie dobra jak Królowa Tearlingu. Przeszłość jest mocno zagmatwana. Nie mam tu na myśli tylko historii kraju, ale również życie naszych bohaterów. Przeszłość ciągnie się za wieloma z nich… 

Erika Johansen w doskonały sposób kontynuuje to co zaczęła w Królowe Tearlingu. Nietuzinkowy świat, wspaniali bohaterowie, część historii zostaje odkryta przed czytelnikiem. Nie ma tu miejsca dla łatwych odpowiedzi. Mimo że nie jestem entuzjastką i Lily, to obiektywnie muszę stwierdzić, że Erika Johansen pokazała, że oprócz fantasy osadzonego w średniowieczu potrafi również pokazać historię poniżanej kobiety, odbierane wyłącznie w roli przedmiotu. Świetnie łączy wątki i kreuje bohaterów. Z niecierpliwością czekam na zakończenie serii. Taki mały apel do wydawnictwa – wydajcie ją jak najszybciej… Najlepiej zaraz po premierze :)

Recenzja Królowej Teratingu tutaj
2

czwartek, 21 kwietnia 2016

Przyszłość czy przesłość... - Królowa Tearlingu – recenzja

Czy młoda dziewczyna wychowana z dala od królestwa, przepychu i problemów z jakimi musi zmierzyć się władca, będzie w stanie objąć tron i pokierować królestwem? 
Kelsea musi zawalczyć o swoje prawo do objęcia tronu. Na jej życie czyhają różne niebezpieczeństwa, z każdej strony czai się zło. Idea przyświecające Williamowi Tear’owi, odeszły w zapomnienie. Nie ma równości, liczy się potęga. Królowa Mortmesne podporządkowała sobie trzy królestwa i zmusiła je do przesyłania daniny w postaci ludzi. Czy dziewiętnastolatka znajdzie w sobie siłę, by przeciwstawić się czarownicy? Czy okaże się oczekiwaną, „PRAWDZIWĄ KRÓLOWĄ”, o której mowa w legendach, czy nieubłaganie zbliża się ku swojemu upadkowi?

Erika Johansen stworzyła bardzo ciekawy świat. Wyobraźcie sobie, że cywilizacja cofa się w rozwoju o setki lat. Ze świata nowoczesnego nie zostało nic. Samochody, medycyna, elektryczność nie istnieją. Z naszych czasów zostały tylko książki, a i ich jest niewiele. Nie zmieniło się jedno. Kościół nadal chce mieć kontrolę nad wszystkim - chce być wszechwiedzący i wszechmocny. Kraje jakie stworzyła autorka fascynują i przerażają jednocześnie. Z jednej strony chciałoby się żyć w Mortmesne – kraj zwycięzców, mentalność władców, ale, życie pod rządami czarownicy - dyktatora. Tearling z pozoru spokojniejszy, jednak może cię spotkać wzięcie do niewoli. Dla mnie wybór byłby trudny... Świat i rzeczywistość stworzone przez Erikę Johansen coraz bardziej intrygują czytelnika i sprawiają, że chce się więcej i więcej.

Z tym światem bardzo dobrze współgrają bohaterowie. Kelsea nie jest jedną z dziewczyn, która przechodzi jedną z tych wielkich przemian. To dziewczyna z krwi i kości. Wie czego chce. Ma swoje ideały i walczy o to, żeby wprowadzić jej w życie. Twarda sztuka, to chyba dobre określenie.
Dziewczyna nie jest wyidealizowaną lalką. Nie siedzi godzinami przed lustrem i nie stroi się w piękne stroje. Dla niej liczą się ludzie, a nie to jak ktoś wygląda, skąd pochodzi, czy jaką religię wyznaje. Kelsea jest odważna i to jest jej główna zaleta.

Bardzo ciekawym bohaterem jest na pewno Buława. Świetny rycerz z niebanalnym charakterem. Ta postać i jej historia oraz tajemnice sprawiają, że czytelnik najchętniej by się z nim nie rozstawał. Jego cięte wymiany zdań z Kelsea dodają autentyczności powieści.

Na uwagę zapewne zasługuje jeszcze postać Ducha. Kim jest ten tajemniczy mężczyzna. Jakie zagadki kryje ten zabójczo przystojny, bezkompromisowy i bezpośredni mężczyzna?

Odwaga, zdrada, zbliżająca się wojna i wiszące nad głową widmo przeszłości, trochę magii i nawarstwiające się zagadki – wszystko to sprawia, że książka wciąga czytelnika w świat stworzony przez Erikę Johansen. Głównym atutem powieści są zapewne bohaterowie, których autorka dopieściła pod każdym względem. Każdy jest osobną indywidualnością. Można się wczuć w sytuację w jakiej przyszło żyć młodej władczyni i mieszkańcom Tearlingu. Poczuć co czują prześladowani ludzie. Widmo porażek matki, zbliżający się najazd, walka ze szlachtą i kościołem to tylko nieliczne z problemów z jakimi musi się zmierzyć główna bohaterka. Wrogowie tylko czekają na jej błędy. Przyszłość, ale przeszłość. Co się stało w przeszłości, że utkwiliśmy jakby w średniowieczu? Polecam, polecam, jeszcze raz polecam :)


PS książkę czytam już drugi raz. Chciałam sobie jednak dokładnie przypomnieć co się w niej działo zanim sięgnęłam po drugą część Inwazja na Tearling. Wciąż jest ciekawa i wciąga czytelnika, że z chęcią przewraca się stronę za stroną. Czas podczas czytania płynie bardzo szybko. Kiedy czyta się ostatnie zdania chce się poznać dalszą część przygód naszych bohaterów. Teraz, zaraz, już. Także zostawiam Was teraz samych i zmykam czytać kontynuację ;)
4

niedziela, 17 kwietnia 2016

Miłość ponad wszystko - Dzieje Tristana i Izoldy - recenzja

Kochankowie nie mogli żyć ani umrzeć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale życie, i śmierć zarazem.

Niedawno pisałam wam o tym, że nie lubię romansów. Cóż od każdej reguły są jednak wyjątki. Kocham tą książkę, naprawdę kocham.

Tę historię znają chyba wszyscy. Jeśli jej nie czytali, to pewnie oglądali film.

Opowieść o miłości, które nie pokonała nawet śmierć. Opowieść o lojalności, odwadze i poświęceniu.

Sądzicie, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie, że niektórym ludziom jest coś pisane? Ja sądzę, że tak. Że czasem coś ma się wydarzyć i nie jesteśmy tego w żaden sposób przewidzieć. Historia dwojga kochanków pokazuje, że może rzeczywiście przeznaczenie czy też ślepy los nieźle namieszały w ich życiu.

(...) to nie było wino: to była chuć, to była rozkosz straszliwa i męka bez końca i śmierć!

Cóż słowa te okazały się aż nazbyt prawdziwe.

Młody, szlachetny rycerz, uratowany przez piękną królową, ogarniętą rządzą zemsty na mordercy wuja. Czy wzgardzona kobieta może zakochać się w swoim wrogu? Jak się okazuje – może. Nawet na zabój (cóż, to wyszło mi aż nazbyt dosłownie). Czy istnieje większa zdrada niż pożądanie żony wuja i człowieka, który pokochał Cię ponad życie? Czy prawdziwą miłość, w tym przypadku, można nazwać zdradą?

Ilekroć czytam tą książkę, podziwiam przebiegłość Izoldy Jasnowłosej. Jest kobietą niezwykle inteligentną. Kocha całym sercem. Jest skora do poświęceń. Potrafi świetnie manipulować innymi.

Tristan, mimo że opisywany jako przystojny, wspaniały rycerz słynący z odwagi schodzi przy królowej na dalszy plan. Pewnie, kocha ją tak samo mocno jak ona jego, może nawet mocniej, ale Izolda przyćmiewa go swoim charakterem.

Nigdy nie potrafię zrozumieć króla Marka. Tyle razy daje się zwieść gadaninie trzech zdrajców, że to jest już strasznie wkurzające. Przedkłada ich ponad siostrzeńca, a później również ponad królową. Grrr….

Jak pewnie wielu już się przekonało, kobieca złość nie ma czasem granic. Tak było i tym razem…

Gniew niewieści to rzecz straszliwa i niechaj każdy go się strzeże! Kędy kobieta najwięcej kochała, tam też mścić się będzie najokrutniej. Miłość kobiet przychodzi szybko i szybko też przychodzi ich nienawiść; a nieprzyjaźń, skoro raz przyjdzie, dłużej trwa aniżeli przyjaźń. Umieją powściągać miłość, ale nie nienawiść.

Można się tylko zastanawiać jak potoczyłaby się ta historia, gdyby nie kłamstwo Izoldy o Białych Dłoniach.

W tej opowieści można znaleźć wszystko - miłość, przyjaźń, odwagę. Bohaterowie zmagają się ze zdradą, z życiem w ciężkich warunkach, z życiem w odosobnieniu. Wspaniałe, bohaterskie czyny, poświęcenie, intrygi... Czego chcieć więcej?

Dzieje Tristana i Izoldy zawsze doprowadza mnie do łez… Zawsze. Krzew głogu pozostaje symbolem wiecznej i prawdziwej miłości, który pozwala trwać w uścisku kochankom nawet po śmierci.

Tragiczna historia dwojga kochanków skłoniła mnie do przemyśleń, czy utrata ukochanej osoby, może się stać przyczyną „końca świata” dla tej drugiej. Doszłam do wniosku, że i owszem. A Wy co sądzicie??
4

niedziela, 3 kwietnia 2016

Tajemnica Normana Bates rozwiązana.



Autor: KAROLINA OLECZEK



Norman Bates - wpływ dzieciństwa, relacji z obiektem - matką i mechanizmów obronnych na osobowość

Psychologiczne arcydzieło

Jaki film przychodzi na myśl, kiedy zostaje zadane pytanie o najwybitniejsze dzieło Alfreda Hitchcocka? Zdecydowanie "Psychoza". Niektórych zachwyca klimatyczna muzyka, świetnie poprowadzona kamera lub rzeczywistość ukazana w czarno - białych barwach. Jednak jest coś, co łączy wszystkich znawców tego klasyku - pragnienie zgłębienia tajemnicy skrywanej przez Normana Batesa. Wizerunek głównego bohatera ulega zmianie wraz z upływającymi minutami filmu. Na wstępie jest ukazany jako zagubiony, nieśmiały mężczyzna. Wraz z rozwojem akcji obserwator dowiaduje się o toksycznej relacji z okrutną matką, aby ostatecznie uzmysłowić sobie, że wszystko, w co reżyser kazał wierzyć, okazuje się złudzeniem. 

W pracy przedstawię czynniki, które wywarły znaczący wpływ na zachowanie Batesa i ostatecznie doprowadziły do zaburzenia osobowości. 

Kompleks Edypa

Te nowe pojęcie psychologiczne, które ma decydujące znaczenie w kształtowaniu osobowości, zapoczątkował Zygmund Freud. Zainspirowany mitem o królu Teb wprowadził termin kompleksu do psychoanalizy. Wyjaśnił go jako:

Struktura przeżywania dziecka, która odznacza się doznaniem przez nie uczuć erotycznych lub uczuć wrogich wobec rodziców (...) Pragnienia seksualne zwracają się do rodzica płci przeciwnej, podczas gdy dziecko żywi wrogie lub nienawistne uczucia w stosunku do rodzica tej samej płci, którego traktuje jako rywala. (S. Fhaner, 1996, s. 81 )

Norman w okresie dzieciństwa był bardzo zżyty z matką, która dominowała w ich wspólnym życiu. Wyznawał zasadę, że najlepszym przyjacielem chłopca jest jego rodzicielka. Wychowywany był w niepełnej rodzinie, gdyż ojciec porzucił ich. Relacje z matką uległy drastycznemu pogorszeniu, kiedy ta wdała się w romans ze starszym mężczyzną. Dziecko poczuło się odtrącone - miłość rodzica została zagarnięta przez osobę trzecią. Norman czuł obsesyjną zazdrość a kochanka kobiety traktował jak rywala.

Przyglądając się w lustrze, chciał widzieć kogoś innego. Kogoś, kto był wysoki, szczupły, przystojny jak wujek Joe. Czy to nie najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego znasz? - zwykła mówić mama. Norman nie mógł temu zaprzeczyć. nie zmieniło to jednak faktu, że nienawidził wujka. (R. Bloch, 1993, s. 73-74)

Zakończeniem konfliktu jest odczuwanie lęku kastracyjnego, czyli: "Wyobrażeniami wraz z towarzyszącymi im afektami, które mają swoje źródło w fantazjach na temat utraty penisa. W chłopcu lęk budzi się jako wynik ojcowskiego zakazu dotyczącego czynności seksualnych". (S. Fhaner,1996, s. 85)

Kazirodcze pragnienia zostają wyparte do nieświadomości i przeobrażone w postaci odseksualnionej. Również wrogość do przedstawiciela tej samej płci zostaje poddana temu mechanizmowi, dzięki czemu możliwy jest proces utożsamiania. Jednak wyparcie kompleksu w pierwotnej wersji przyczynia się do powstania zaburzeń psychicznych. Ego nie dokonało przekształcenia, a więc syndrom trwa w id w stanie nieświadomym. Ujawni się on potem w patologicznym zachowaniu.

W momencie, kiedy matka oznajmiła, że ma zamiar wyjść za wybranka, doszło do przełomowego wydarzenia drastycznego w skutkach - Norman napędzany nienawiścią do przyszłego ojczyma i opętany zatrzymaniem miłości matki, otruł ich strychniną. Podczas rozmowy z psychiatrą na dźwięk imienia "wujka" wpadał w szał i wykazywał agresywne zachowanie. 

Mechanizmy obronne

Mechanizmy obronne są strukturą psychiczną ego, które mają za zadanie bronić przed lękiem. Zagrożenie, bolesna prawda zostaje zniekształcona lub sfałszowana za pomocą opracowania psychicznego - systemowi, który koordynuje i sprawuje kontrolę nad zewnętrznymi i wewnętrznymi pobudzeniami. Mechanizmy obronne są stosowane zarówno przy impulsach agresywnych i seksualnych, które mogą przedrzeć się do świadomej warstwy ego, jak i przy treściach psychicznych - uczuciach, myślach.

Charakterystyczną i dominującą obroną u osób z psychozą jest zaprzeczenie. Oznacza, że osoba nie przyjmuje do wiadomości bolesnego doświadczenia. 

Matkobójstwo było ciężką do zniesienia zbrodnią. Widok umierającej matki odmienił psychikę Normana. Nastąpiło rozszczepienie ego, poczucia rzeczywistości na dwie części - świadomą tego co nastąpiło, uwzględniającą rzeczywistość oraz zaprzeczającą faktom, co prowadzi w konsekwencji do urojeń. Atak na ego i uzyskanie zaspokojenia poprzez urojenia powoduje zaburzenia psychiczne. "W urojeniach psychopatycznych kawałek drewna może reprezentować utracone lub upragnione obiekty miłości". (A. Freud, 2004, s. 70) 

Bohater "Psychozy" nie był w stanie pogodzić się ze stratą. Wyrzuty sumienia starał się zagłuszyć poprzez brak ingerencji w zmianę wystroju domu, ułożeń mebli. Wykopał zwłoki, przyniósł je do domu, ubrał i umieścił w sypialni kobiety. Jednak obecność fizyczna nie zaspokoiła pragnienia bliskości psychicznej, duchowej. Oddał jej więc połowę swojego ciała i osobowości - część mężczyzny stała się nią. Stało się tak, ponieważ osobowość Batesa była słaba i chwiejna. Starał się podtrzymać wyobrażenie o żywej matce - przebierał się w jej sukienki, nakładał perukę, robił makijaż, naśladował jej głos, prowadził rozmowy. Nadał zwłokom nowe życie. Mechanizm zaprzeczenia nie ogranicza się tylko do obszaru myśli, ale również wpływa na zachowanie, co z kolei przeradza się w obsesję. 

Projekcja uwalnia ego od poczucia winy. Jest to: "mechanizm obronny polegający na przypisaniu innym osobom lub rzeczom właściwości, myśli, uczuć, postaw i pragnień, których jednostka w sobie nie akceptuje".(S. Fhaner,1996, s. 188) Skutkiem jest naznaczenie charakteru paranoidalną nutą.

Bohater wykazywał przejawy chorobowej zazdrości wobec matki. Wyrzuty sumienia z powodu tego uczucia spowodowały wyprojektowanie ich na obiekcie. Kiedy Norman poczuł fizyczny pociąg lub emocjonalną więź do osoby płci przeciwnej, osobowość kobiety brała w nim górę, wpadała w szał, histeryzowała, krzyczała, aby ostatecznie zamordować rywalkę. Zapytany przez jedną z gości motelu o stan zdrowia rodzica, mężczyzna projektuje ataki wściekłości na nieznajomej, mówiąc, że wszyscy popadamy w złość i ona zapewne też. 

Najważniejszym, najskuteczniejszym, ale i najniebezpieczniejszym mechanizmem jest wyparcie, czyli "wycofanie lub wyrzucenie ze świadomości pewnej myśli lub uczucia". (A. Freud, 2004, s. 45) Materiał wyparty może w zniekształconej formie wpłynąć na nieświadomość. Dzieje się tak z powodu wahania układu sił pomiędzy dążeniem wypartych treści do procesu uświadomienia, a instancją wypierającą. Utrzymanie przeciwkateksji powoduje spadek energii prowadzący do zahamowania i zbubożenia pozostałych aktywności życiowych. Usunięcie z pamięci śladów życia popędowego i emocjonalnego skutkuje pozbawieniem kontroli nad życiem uczuciowym i naruszeniem spójności osobowości. 

W Normanie były trzy osobowości - mały chłopczyk, który potrzebował opieki matki i nienawidził wszystkiego, co zagrażało ich związkowi. Następnie Norma, matka, której nie wolno było umrzeć. I w końcu normala osobowość - dorosły Norman, prowadzący monotonny tryb życia i ukrywający istnienie innych osobowości przed światem zewnętrznym. . Ukrywał to wszystko przed ludźmi. (R. Bloch, 1993, s.134)

We wszystkich trudniejszych i problematycznych sytuacjach matka stawała się dominującą osobowością. Przejmowała kontrolę w momencie, kiedy chory tracił świadomość. Za pomocą noża brutalnie mordowała niewinne kobiety, a kiedy realny Norman "obudził się ze śpiączki", wypierał zbrodnię. Nie dzwonił na policję, starał się za wszelką cenę chronić nieszkodliwego, schorowanego psychicznie rodzica, a nie morderczynię. 

Za pomocą anulowania jednostka odwołuje lub unieważnia wcześniejsze myśli, wypowiedziane słowa i działania, które wywołują lęk lub poczucie winy. Aby to osiągnąć, używa myśli oraz czynów, które neutralizują zaistniałą sytuację.

Bates w rozmowie z gościem motelu mówi, że nie może opuścić matki, ponieważ ją kocha, ale jednocześnie nienawidzi. Szybko jednak prostuje wypowiedź: nie nienawidzi jej, ale choroby i jej wpływu na nią.

Reakcja upozorowana przejawia się w wyrażeniu uczuć lub zachowań przeciwnych niż rzeczywiście odczuwane, w celu wyparcia prawdziwych doznań. Zachowanie przeciwne wyrażone jest przesadnie. 

Bohater "Psychozy" zachowywał się w sposób agresywny, okrutny w stosunku do Normy Bates, pozbawiając ją życia. Obdarowując ją życiem po śmierci, dokonał zmiany w zachowaniu - wykazywał wyjątkową czułość, dbał o jej bezpieczeństwo, martwił się stanem jej zdrowia. Zazdrość oraz nienawiść zostały przekształcone w opiekuńczość i troskę. Mężczyznę trapiło poczucie winy z powodu ataków złość matki, które odbierał jako sygnał, że nie troszczy się o nią odpowiednio i wystarczająco. Pragnął zapewnić jej lepszą egzystencję po trudnych doświadczeniach - odejściu męża, źle prosperującym motelu.

Relacja z obiektem - matką

"Nazwa relacji z obiektem pochodzi stąd, że w centrum ich zainteresowania są relacje z obiektem (uczuć) rozumianym jako wewnętrzna, psychiczna reprezentacja osoby znaczącej, procesy wyodrębniania się własnego Ja i obiektu oraz oddziaływania relacji z obiektem na kontakty interpersonalne człowieka". (P. Oleś, 2003, s. 62) Relacje z obiektem są przejawem organizacji osobowości. Wieź z matką ma znaczenie dla prawidłowego lub patologicznego rozwoju dziecka, jego samooceny oraz postaw wobec świata zewnętrznego. 

Norman Bates postrzegał rodzicielkę ambiwalentnie, czyli wykazywał występowanie sprzecznych, przeciwstawnych ze sobą tendencji, emocji oraz postaw. Darzył obiekt obsesyjną miłością, ale również nienawiścią za sposób traktowania, za odreagowywanie na nim złości, za odrzucenie i zastąpienie go innym mężczyzną. Nie dokonał rozwiązania problemu poprzez rozczepienie dobrych aspektów matki i złych. Ambiwalencja jest charakterystycznym i dominującym objawem schizofrenii. Stany paranoidalne są spowodowane tym, że dziecko nie jest w stanie opuścić pozycji schizoidalno - paranoidalnej, w której dokonuje się owe rozszczepienie. Taka postaa staje się matrycą do zachowań wobec innych ludzi.

Po stracie obiektu uczuć Norman stosuje mechanizm obronny - identyfikację. Utożsamiając się z matką ponownie przywraca ją do życia. Identyfikacja to "przyswajanie sobie właściwości drugiej osoby, która pod jednym lub wieloma względami służy za model psychologicznego funkcjonowania". (S. Fhaner,1996, s. 63) Jest równoznaczna z pragnieniem bycia tym człowiekiem. Norma Bates stosowała wobec syna kary fizyczne za złe zachowanie: "Lubił stawać przed szklaną taflą [lustrem] całkiem nagi. Kiedyś przyłapała go na tym mama i uderzyła w głowę dużą, ciężką postrebrzaną szczotką do włosów. Uderzyła go mocno i boleśnie, mówiąc ze to nieprzyzwoite." (R. Bloch, 1993, s. 73) Doszło więc do specyficznej identyfikacji z agresorem. Właściciel motelu, doświadczający przemocy, utożsamia się z napastnikiem. Przyswaja sobie zachowanie agresywne i przejmuje właściwości obiektu. Z osoby odczuwającej niepokój przemienia się w kogoś, kto budzi strach. 

W przypadku Normana doszło do zubożenia osobowości - zatracenia poczucia indywidualności. Ma to związek z siłą oddziaływania wzorca. Wskazuje także na rozwój paranoi, ponieważ proces obrony został zastosowany w relacji miłosnej. Przestał być nieszkodliwy i stosowany w sytuacjach realnego zagrożenia z zewnątrz, przybrał patologiczną formę. Bohater staje się niebezpieczny wobec innych osób i rozwinął obsesyjną fiksację, która przyjęła postać wyprojektowanej zazdrości, wobec matki. Można więc założyć, że geneza zaburzeń ma podłoże we wczesnych stosunkach z obiektem. 

Relacje z obiektem wpływają na przebieg rozwoju self (Ja) - prawidłowego lub prowadzącego do zaburzeń narcystycznych. "Zdrowy rozwój następuje w warunkach empatycznego zrozumienia i emocjonalnego wsparcia ze strony otoczenia, a nawet więcej - zdrowego podziwu i radości, które są normalną reakcją rodziców szczęśliwych z posiadania dziecka". (P. Oleś, 2003, str. 67) 

Norma Bates nie stworzyła tych niezbędnych warunków dziecku. Nie pozwalała na rozwój niezależności, samodzielności. Ciągle wypominała brak odwagi na wyprowadzkę z rodzinnego domu. Utwierdzała syna w przekonaniu, że nigdy nie znajdzie pracy i tylko rodzinny biznes ratuje go przed bankructwem. Okrutny sposób traktowania przez pierwszą, najbliższą kobietę wpłynął na unikanie relacji z innymi przedstawicielkami płci przeciwnej. Norman nie miał koleżanek, dziewczyny, żony. Matka nie rozwijała w dziecku zainteresowań tylko tłumiła je i doprowadzała do porzucania pasji: "I to nazywasz pogłębianiem wiedzy? Nie żartuj sobie ze mnie synku, nie próbuj. Gdybyś czytał Biblię albo chociaż próbował pójść do szkoły. Dobrze wiem jakie książki czytasz. Śmiecie! Gorsze niż śmiecie!" (R. Bloch, 1993, s. 13). Złość na męża za porzucenie rodziny przelała na syna. Nazywała go "synkiem", co miało wskazywać na niedojrzałość i zależność. 

Rdzenne Ja, z którego potem rozwija się zdrowe, zwarte Ja, koncentruje się wokół dwóch potrzeb narcystycznych: "ujawniania swojej wielkości i doskonałości, której niezaprzeczalnym potwierdzeniem są reakcje rodziców i przyswajanie sobie wyidealizowanego obrazu rodziców poprzez podziwianie ich". (P. Oleś, 2003, s. 68) Niezaspokojenie pierwszej potrzeby powoduje brak rozwoju ambicji u Normana. Nie wykształcił dwóch właściwości charakterystycznych dla zdrowia psychicznego i dojrzałości - poczucia własnej wartości, a co za tym idzie zaufania do siebie oraz bezinteresownej troski o innych. Wykreowane poczucie niskiej wartości powoduje brak prób sprostania oczekiwaniom matki. Mężczyzna staje się bierny, jego aktywność jest niska. Izoluje się od świata, ludzi, koncentruje się na toksycznej relacji z rodzicielką. Wierzy w swoją nieudolność: "Chciał wykrzyczeć jej w twarz, że nie ma racji, ale nie mógł. Nie mógł, bo wszystko co mu zarzucała, powtarzał setki razy w myślach, ciągle od początku, przez wiele lat. Miała rację." (R. Bloch, 1993, s. 12) 

"Zaburzenia relacji z obiektem, w tym głównie braku poczucia empatycznego odniesienia ze strony osób bliskich, powodują defekt struktury Ja, który (...) zaznacza się w postaci zaburzeń zachowania, osobowości lub w formie psychozy". (P. Oleś, 2003, s. 70)

Tajemnica Normana Bates rozwiązana

Na rozwój choroby - schizofrenii paranoidalnej, dominujący wpływ miała relacja Normana z matką w dzieciństwie. Brak autorytetu ojca, obwinianie przez matkę syna o przyczyny porzucenia i obniżanie jego poczucia wartości doprowadziły do zaburzeń osobowości. Norma uzależniła od siebie dziecko, co spowodowało, że toksyczna relacja z rodzicielką nie zakończyła się w chwili jej śmierci. Do funkcjonowania mężczyzna potrzebował matki, dlatego doszło do rozszczepienia osobowości. Aby podtrzymać urojony wizerunek żywej kobiety, Bates stosował szereg mechanizmów obronnych. Coraz bardziej popadał i uciekał w chorobę.
6
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.