Rzeczy nie są dobre czy złe same w sobie. Są takie jakimi nam się wydają.
Wydarzenie targów w Bolonii, przed premierą tłumaczone na 47 języków!
Wola przetrwania, która pokonuje wszelkie przeciwności.
Współczesny świat, w którym obok ludzi żyją wiedźmy – dobre białe oraz złe czarne. Piętnastoletni Nathan jest mieszańcem obu zwaśnionych, ściganym i wyalienowanym, lecz zdecydowanym przetrwać za wszelką cenę. Pierwsza część trylogii, która zostanie przetłumaczona w kilkudziesięciu językach.
Rekord Guinnessa: Najczęściej tłumaczona przed premierą książka debiutującego autora. [Foksal] (Opis z tyłu na okładce jeszcze bardziej zachęca do sięgnięcia po książkę; może z wyjątkiem porównania do Zmierzchu)
Wola przetrwania, która pokonuje wszelkie przeciwności.
Współczesny świat, w którym obok ludzi żyją wiedźmy – dobre białe oraz złe czarne. Piętnastoletni Nathan jest mieszańcem obu zwaśnionych, ściganym i wyalienowanym, lecz zdecydowanym przetrwać za wszelką cenę. Pierwsza część trylogii, która zostanie przetłumaczona w kilkudziesięciu językach.
Rekord Guinnessa: Najczęściej tłumaczona przed premierą książka debiutującego autora. [Foksal] (Opis z tyłu na okładce jeszcze bardziej zachęca do sięgnięcia po książkę; może z wyjątkiem porównania do Zmierzchu)
Czytając opis pomyślałam wow! Książka przetłumaczona w tylu językach zanim jeszcze tak naprawdę ujrzała światło dzienne musi być wręcz niesamowita. Reklamowana jako połączenie Harry'ego Pottera i Tożsamości Bourne’a – musi być świetna. Jak jest naprawdę i czy się nie zawiodłam?
Zła krew - Sally Green zapewne zwraca uwagę okładką. Połączenie kolorów jest magnetyczne i sprawia, że wzrok sam ucieka w jej kierunku. Ukłony w kierunku grafików, bo wykonali kawał świetnej roboty.
A co tak naprawdę kryje w sobie książka, która tak szybko stała się hitem?
Sally Green wprowadza nas w świat który jest dla nas znany, a jednocześnie obcy. Nie zmienia obecnych realiów, ale dodaje magię. Coś jak w Harrym Potterze. Są zwykli śmiertelnicy, ale są też czarodziejki i czarownicy. Biali i czarni. Dobrzy i źli. Niemagiczni nie wiedzą, że obok nich żyją „istoty” obdarzone magią. Czyli praktycznie standard. Autorka rozgranicza jednak świat dobrych czarodziejów i czarodziejek – białych, w których płynie tylko dobra krew – i świat czarowników i czarownic. Ci drudzy są prześladowani i tępieni przez elitarny oddział Łowców. Ale ale, nie współczujcie im za bardzo, bo to rzeczywiście w ludzie powiedzmy „spaczeni moralnie”. Co się stanie kiedy urodzi się chłopiec, który jest w połowie biały a w połowie czarny?
Nathan – ma matkę czarodziejkę i ojca czarownika. Jest Półkodem. Jego życie nie jest łatwe. Regularnie musi się wstawiać na oceny Rady Białej Magii. Jest prześladowany ze względu na swoje pochodzenie i odosobniony od reszty świata. Poznajemy drogę jaką chłopiec musi przejść od dziecka do nastolatka. Życie Nathana jest bardzo zagmatwane i trudne. Musi się zmierzyć z odrzuceniem, brakiem akceptacji, samotnością, życiem w niewoli, a później z rolą zbiega. Trwa wyścig z czasem…
Rzeczywistość stworzona przez Sally Green jest brutalna i bezkompromisowa. Świat z pozoru wydaje się czarno – biały. Sądy wydawane przez wspólnotę dobrych czarodziejów są klarowne – nie ma półśrodków. Z czasem jednak czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy biali rzeczywiście są tymi dobrymi. To nie tylko czerń i biel, to też liczne odcienie szarości, które mimo wszystko możemy odnaleźć w powieści.
W książce pojawia się również wątek romantyczny. Dziewczyna tak „biała”, że bardziej nie można zwraca uwagę na odmieńca. Zakazany owoc przyciąga, to fakt, ale czy tylko to spowodowało, że Annalise zainteresowała się Natanem?
Hmmm… Natan cierpi, cierpi i jeszcze raz cierpi. Autorka w bardzo obrazowy i dosadny sposób przedstawia tortury chłopaka. Szczerze, to nawet mnie zaczynało wszystko boleć podczas takich fragmentów.
Co mogę powiedzieć o bohaterach? Cóż… Niewiele. Poza postacią Natana, to mało kto zasługuje na uwagę. Chłopakowi się współczuje, jest się razem z nim podczas jego walki o przetrwanie. Kibicuje się mu. To biedny, skrzywdzony, doświadczony przez los nastolatek i czytelnik czeka na moment, kiedy w końcu przytrafi mu się coś dobrego. Z pewnością intrygującą jest postać Marcusa. Kto tak naprawdę kryje się pod maską najpotężniejszego czarownika? Jakie tajemnice skrywa? Co spowodowało, że stał się tym kim jest? Inni bohaterowie są, ale jakby ich nie było. Kończąc powieść pamięta się dobroć brata Natana, i przebiegłość Mercury. Bohaterowie przychodzą i odchodzą… To chyba najlepsze podsumowanie.
Co do kreacji świata jaką stworzyła Sally Green. Cóż i tutaj niestety muszę wytknąć jej braki. W Złej krwi widzimy zaledwie szczątkowy zarys świata czarodziejów. Nie wiemy jak powstała ich społeczność, kiedy nastąpił podział na dobrych i złych – był od samego początku czy może wydarzyło się coś, co sprawiło, ze nastąpiły prześladowania? Dlaczego czarodzieje żyją na uboczu – czy zawsze tak było? Autorka wspomina o książkach historycznych. Mimo że miała okazję wpleść takie wątki w powieść, nie zrobiła tego. Szkoda…
Liczyłam na coś więcej. Na opisy pojedynków, pościgi, uroki, klątwy, dużo akcji i narastające napięcie… Niestety, przeliczyłam się.
Pomysł ciekawy, wydawałoby się, że można go wycisnąć jak cytrynę, ale nie tym razem. Książka z ogromnym potencjałem – niestety niewykorzystanym.
Na obronę Złej krwi mogę dodać, że mimo iż jest pisana prostym językiem, pozbawiona humoru i żartów sytuacyjnych, czyta ją się bardzo szybko. Wiecie jak to jest trwać w nienaturalnej i niekomfortowej ciszy? Czasami ma się takie wrażenie czytając tą powieść. Atmosfera jest napięta, ale niekoniecznie wychodzi to na plus.
Zastanawiam się co przyczyniło się do takiego sukcesu tej książki… Jak na razie nie wiem… Może druga część – Dzika krew – podsunie mi jakieś pomysły.
Książkę tak na 3.
Zamieszczam Wam filmik promujący powieść. Skusiłaby Was czy jednak nie?
Zamieszczam Wam filmik promujący powieść. Skusiłaby Was czy jednak nie?
Tego się trochę obawiałam. Jak czytałam "Angelfall" byłam zaintrygowana pozytywnymi recenzjami, ale okazało się kiepsko.. i jak tutaj, potencjał niewykorzystany niestety. I to prawda, że okładka jest naprawdę cudowna, ale jak słyszę o tych romansach w książkach to mną telepie. Trochę drażni fakt, że autorzy bardziej skupiają się na romansie, niż na samej historii.. bo przecież ta książka raczej nie znajduje się w kategorii powieści romantycznej?
OdpowiedzUsuńTutaj romans nie jest na pierwszym planie. Wątek jest zarysowany i nic poza tym... Ale główny bohater i tak non stop rozmyśla o Annalise... W sumie to o dwóch rzeczach: urodzinach i Annalise.
UsuńŚwietna recenzja :)
OdpowiedzUsuńDzięki :D
Usuń