niedziela, 15 października 2017

"Kroniki Jaaru" - "Księga luster" – Adam Faber

„Czas wyznaczał chwile oczekiwania, które w mroku stapiały się z nieskończonością.” 

Gdyby Harry Potter był dziewczyną, nazywałby się Kate Hallander!​ ​​
Kate jest typową nastolatką. Mieszka u swojej ciotki w Londynie​ i wiedzie spokojne życie. Pewnego dnia staje na progu tajemniczego sklepu pełnego czarodziejskich przedmiotów, od właścicielki którego otrzymuje Księgę Luster. Dziewczyna rzuca miłosny urok na przystojnego Jonathana, lecz czar skutkuje zupełnie inaczej, niż by tego oczekiwała. Kate trafia do Jaaru, krainy zamieszkanej przez magiczne stworzenia.

Fion jest ferem, baśniową istotą. Jego stosunki z ojcem są coraz gorsze, więc w akcie buntu opuszcza dom, by odnaleźć przypisaną mu czarownicę. Wpada w ręce niebezpiecznej nimfy Erato​ i przez swoją naiwność wprowadza do świata magii wielki zamęt.

Tymczasem w Londynie ciotka dowiaduje się, że ze sklepu pani Selene zniknął magiczny kamień o potężnej mocy. Czy uda się go odnaleźć? Jak Kate, początkująca wiedźma, poradzi sobie w świecie Jaaru, mając u boku ekscentryczne fery i wyniosłego jednorożca? I co tak naprawdę skrywa plan nikczemnej Erato? ​​ 

Kate Hallander, to niby taki Harry Potter w spódnicy, jak informuje nas opis. Szkoda tylko, że ja naprawdę nie dostrzegłam w niej nic, co łączyłoby ja ze sławnym na całym świecie nastoletnim czarodziejem. Wydaje mi się, że o wiele lepszym porównaniem, byłoby przyrównanie Kate do sióstr Halliwell albo do Sabriny z serialu „Sabrina nastoletnia czarownica”. Zastanawiałam się, o co chodzi z tym odniesieniem do Harry’ego i tak naprawdę nie wiem (chociaż moje myśli biegły różnymi ścieżkami, żadne błyskotliwe rozwiązanie nie przyszło mi do głowy). Zgadza się tylko to, że zarówno Potter jak i Hallander nie wiedzieli o swojej magicznej mocy i wychowywali się w niewiedzy, że ową magię posiadają (choć sposób jej używania magii jest już inny). Nie ma szkoły magii, nie ma czarodziejów w szatach i sterczących kapeluszach, ani ulicy Pokątnej czy sklepu Weasleyów… Wychodzi więc na to, że porównanie, to nic innego jak marketing, chwyt reklamowy, trik… Chociaż nie ma się czemu dziwić. Harry Potter jest przecież uwielbiany na całym świecie zarówno przez dzieci jak i dorosłych czytelników. Jak więc wypadła Kate na tle ikony magicznego świata? 

„Odwaga bywa płocha. Dobrze jest jej nie wypuszczać, gdy już raz się ją schwyta.”

Nie chcę się zagłębiać jakoś bardzo w analizę charakterów postaci, bo mam wrażenie, że jeszcze nie pokazali na co ich stać, a Adam Faber w „Czarnym amulecie” dopiero rozwinie skrzydła, ale mogę powiedzieć tyle, że zarówno Kate jak i Fiona łatwo polubić. Są to tacy typowi nastolatkowie, mający z grubsza typowe problemy dla wieku 16+. 

„Są rzeczy ważniejsze od ciebie, a większość ze spraw świata nie jest twoimi.”

Muszę przyznać, że książka toczy się niczym sinusoida. W górę i w dół. Można powiedzieć, że ma swoje „fazy”. Początkowo zapowiadało się ciekawie, rzekłabym nawet, że z przytupem. Magiczne rytuały, niespotykane w naszym świecie stwory i mroczne intrygi, a to wszystko skontrastowane z życiem pozornie zwyczajnej nastolatki – szkołą, problemami z fizyką, pierwszą miłością. Wydawałoby się, że takie spotkanie dwóch diametralnie różnych od siebie światów, powinno być spektakularne. Cóż, nie było… Spodziewałam się wielu problemów, zagubienia głównej bohaterki i braku zrozumienia dla zasad, jakie rządzą Jaarem, ale obeszło się bez tego. Bardzo szybko przeszła do porządku dziennego nad nową sytuacją i tym, co się wokół niej działo. Kate ma jakieś superzdolności adaptacji… Serio, podziwiam. 
„Zaczęłam nowe życie, a przecież wiadomo, że ciało, duch i umysł są ze sobą połączone... Jeśli podziałasz na jedno, reszta odpowie.”

Fion – fer Kate – ma z kolei trudności w porozumieniu się z rodzicami. Typowy problem w
młodzieńczym wieku. Muszę przyznać, że Adam Faber bardzo dobrze przedstawił problemy relacji rodzic – dziecko. Za to dostaje ode mnie plusa. 

Postaci z potencjałem jest więcej. Mamy ciotkę Kate – Hillenę, posiadającego nadzwyczajne zdolności Murugana czy epizodyczny „występ” Roberta. (Tak na marginesie, mam nadzieję, że w kolejnej części będzie go znacznie więcej.)

Świetną bohaterką jest Babcia Annwynn. Zdziwaczała i bardzo specyficzna, ale jedyna w swoim rodzaju. 
„Na krótki moment czas zatrzymał się ponownie, by po chwili ruszyć i nigdy już nie zostać zatrzymanym.” 

Napisałam całkiem sporo o tych „dobrych” bohaterach, a wypadałoby się jeszcze zająknąć o czarnych charakterach. Cóż, muszę przyznać, ze autor poradził sobie naprawdę bardzo dobrze z wykreowaniem tajemniczego maga, który pragnie zyskać wielką moc. Wiemy o nim bardzo niewiele, co nie pomaga w snuciu domysłów, kim jest owy delikwent, a muszę przyznać, że skręca mnie z ciekawości.

Z całą pewnością na uwagę zasługuje również Erato. Początkowo łagodna i przymilna, zmienia się w typowy koszmar senny, który, dla naszych bohaterów, istnieje niestety na jawie. 

„Póki żyjesz, masz wybór.”

Prawdę powiedziawszy, abstrahując od porównania do Harry’ego Pottera, książka ma w sobie potencjał. Adam Faber nie do końca go jednak wykorzystał. Pomysł był dobry. Dwa światy, a w nich istoty związane ze sobą losem. Jednak i tak uważam, że jest do dobry debiut.

Wspomnę jeszcze o świetnej okładce. Książka wydana jest w grubej oprawie, a ja bardzo to lubię.
Poza tym ilustracja znanej w świecie książkoholików Tojko, również robi wrażenie. Srebrne litery i gwiazdki są niezwykle urokliwe. (Prawda jest jednak taka, że strasznie trudno również się te okładkę fotografuje, bo napisy dają odblaski i strasznie trudno je wtedy odczytać…) Duża czcionka natomiast bardzo ułatwia czytanie.

Oberwie się jednak redaktorom i korektorce. Już mówię czemu. Najbardziej rażącym błędem jaki udało mi się wychwycić (i przez który zgłupiałam i kilkakrotnie czytałam dany fragment) było powtórzenie części tekstu. Słowa nie były identyczne, chociaż różniły się naprawdę niewiele (dla zainteresowanych strona 401). Poza tym w kilku miejscach leżał szyk, a i powtórzenia kłuły w oczy. 

„Udawaj wojowniczkę, zgiń jak żałosna bohaterka.”

Czytając „Kroniki Jaaru” miałam wrażenie, że jestem trochę za stara na taką historię. Co by nie powiedzieć, młodzieńcze skoki hormonów i nastoletni bunt mam już za sobą. Jednak Adam Faber potrafił zaciekawić mnie na tyle, że z pewnością sięgnę po kolejny tom. Poza jednym fragmentem (z królikami) spokojnie poleciłabym książkę dzieciakom 10+.

Widać, że autor nie odkrył jeszcze wszystkich kart i trzyma pewnie niejednego asa w rękawie. Niektóre wątki są zaledwie liźnięte. Bardzo mało wiemy o społeczności jednorożców, o ich potędze i magii. Brakowało mi również rozwinięcia wątku „zwierzątek” zgoła odmiennych od tych majestatycznych istot. Potworów niczym z horrorów. 

„To twoje ciało (...) Ale ty nie jesteś swoim ciałem.”

Tak naprawdę autor dopiero kreśli wizję świata, jaki chce nam przedstawić. Powoli, krok po kroku uchyla kolejne sekrety i tajemnice. 

Jakby nie patrzeć, książka opowiadająca o dwóch powiązanych ze sobą światach jest ciekawa, choć ma wahania jeśli chodzi o rozwój akcji i ogólny poziom historii. Szkoda dość monotonnego środka, bo początek i końcówka są naprawdę fajne i trzymające w napięciu. Widać potencjał kryjący się w powieści Adama Fabera, który, mam nadzieję, rozwinie się w kolejnych częściach (z tego co wiem, trzecia część już zawitała u redaktorki). Intrygujący bohaterowie, nurtująca historia i magia. Książkę czyta się naprawdę szybko. Historia potrafi wciągnąć. Na razie wstrzymam się z odpowiedzią na pytanie, jak wypada Kate na tle Harry’ego, ale możecie być pewni, że wkrótce jej wam udzielę. 

„Wiedźma nie zna żadnego „ale”. „Ale” burzy cała magię i wprowadza chaos.”

Za książkę dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona i We need YA!



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.