poniedziałek, 25 lutego 2019

Titivillus czyha. „Czarcie słowa” – Grzegorz Wielgus

„Od lat widzę te same grzechy, tę samą krew, tych samych martwych...”

Czarcie słowa to kolejna powieść Grzegorza Wielgusa, którą zdarzyło mi się przeczytać. Muszę przyznać, że do Pękniętej korony [recenzja] miałam sporo zastrzeżeń, dlatego do kolejnych przygód brata Gotfryda podeszłam z rezerwą. Bardzo zaciekawił mnie opis, dlatego właśnie postanowiłam sięgnąć po książkę. Niemniej jednak muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. 

Od ostatnich wydarzeń minęło sześć lat i z naszego rodzimego poletka przenosimy się za granicę, a dokładniej do Austrii, gdzie rozgrywany ma być turniej rycerski. Wszystko miło, fajnie i przyjemnie, ale wśród zacnych rycerzy pojawiają się także zabójcy, a w miejscach masakry pojawiają się tajemnicze słowa… Kto jest winny? Człowiek czy jednak demon? W rozwiązaniu tej zagwozdki bratu Gotfrydowi pomogą jego wierni towarzysze: Jaksa i Lambert.

Pierwszym co pozytywnie mnie zaskoczyło, był z całą pewnością język. Wiem, że celowym zabiegiem autora było postarzenie go, ale Pękniętą koronę czytało mi się bardzo topornie i strasznie się męczyłam. Miałam wrażenie, że dialogi były pisane trochę na siłę i zabrakło im naturalności. Tym razem jednak było inaczej. Styl autora jakby nabrał lekkości, a całość zyskała o wiele większą autentyczność. Wciąż mamy fragmenty, które bawią, są podszyte ironią i dodają smaczków historii. (Nadal mamy wiele archaizmów czy zwrotów łacińskich, ale zostały o wiele lepiej wplecione w treść.) 

Więcej dowiadujemy się także o bracie Gotfrydzie. Wciąż jest postacią dość tajemniczą, ale poznajemy kilka ciekawych wątków z jego przeszłości. Podobnie zresztą jeśli chodzi o Lamberta i Jaksę. Trochę się w ich życiu pozmieniało. Muszę przyznać jednak, że teraz także jestem o wiele bardziej usatysfakcjonowana, jeśli chodzi o samą kreację bohaterów. Każdy z nich jest inny, ale znakomicie się dopełniają. 

Powieść nadal nie jest jakaś superdynamiczna, ale dzieje się całkiem sporo. Mnie w szczególności podobał się watek oparty na zabobonach i wierzeniach ludowych (ale to może mieć związek z moją fascynacją mitologią). Uważam jednak, że został lepiej skonstruowany i napisany. Pojawiają się w nim nawet momenty, w których czuć powiew grozy. Podobnie z resztą jeśli chodzi o turniej rycerski. Fascynowały mnie opisy walk i potyczek. Nudniejsze okazały się jednak wątki polityczne. Za dużo było w nich tej całej „dworskości”. Zdecydowanie nie lubię się z tymi skomplikowanymi nazwiskami, które za żadne skarby świata nie chcą zostać w mojej łepetynie. Wiem, że wiele postaci występujących w książce Grzegorza Wielgusa jest historycznych, ale nic nie poradzę na to, że nie mogłam zapamiętać tych skomplikowanych nazwisk (dlatego właśnie nigdy nie przebrnęłam przez Potop). Miałam wrażenie, że owe polityczne zawirowania spowalniają akcję. 

Grzegorz Wielgus stworzył książkę o wiele bardziej dopracowaną od poprzedniczki. Z uwagą śledziłam losy bohaterów i obserwowałam ich przygody. Dla mnie niewątpliwym atutem był humor zawarty w powieści oraz wspomniane już wcześniej wątki powiązane z pogańskimi wierzeniami. Akcja jest o wiele bardziej dynamiczna, a opowieść najzwyczajniej w świecie ciekawsza. Czuć realia epoki średniowiecza, ten specyficzny klimat. Turnieje rycerskie, walka na miecze, zabobony, religia, świat rycerzy i chłopów. Ach… To jest to! Muszę przyznać, że autorowi udało się stworzyć ciekawą powieść historyczno – kryminalną. Dobrze wykreowane postaci i interesująca historia są zdecydowanymi plusami książki. Ci, którzy nie czytali poprzedniej części nie muszą się martwić, gdyż poza bohaterami, nie ma żadnych powiązań z Pęknięta koroną. Czarcie słowa to trzymająca w napięciu historia z intrygującą zagadką kryminalną. Trzyma w napięciu do samego końca, a Titivillus… cóż, czeka na was byście poznali tę historię.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.