środa, 9 stycznia 2019

Tonąc w popiele. Księżniczka Popiołu – Laura Sebastian

„Nie jesteśmy zdefiniowani przez rzeczy, które robimy, aby przetrwać. Nie przepraszamy za nie.”

Prawdę powiedziawszy Księżniczka Popiołu przyciągnęła mnie świetną szatą graficzną. Zdecydowanie jestem okładkową sroką i nie mogłam przejść obojętnie obok tak cudownego wydania. Nauczyłam się jednak, że czasem świetna grafika to zdecydowanie za mało, dlatego też zerknęłam na opis. Ten również był niezwykle intrygujący, dlatego właśnie zdecydowałam przeczytać się pierwszą część Ash Princess Trilogy.

Matka Theodosi została zamordowana na jej oczach, a małą księżniczkę uwięziono w pałacu, który przejął okrutny Kaiser. Nowy władca nadał dziewczynce haniebny tytuł: Księżniczka Popiołu. Znęcał się zarówno nad nią jak i jej narodem. Była niewolnicą we własnym domu, bezsilną w obliczu potęgi nowego władcy. Pewnej nocy, po wielu latach życia w murach zamkniętego zamku, zmusza ją do popełnienia strasznego czynu, który jednak sprawia, że dziewczyna postanawia skończyć z obecnym życiem i decyduje się na krok, który odmieni nie tylko jej życie.

Muszę przyznać, że spodziewałam się nieco innej historii. Bardziej mrocznej. Księżniczka Popiołu jest opowieścią, która i owszem, względnie mi się podobała, ale mam wrażenie, że czegoś jej brakowało. Sama nie wiem, czy więcej akcji, napięcia, czy może dokładniejszego skupienia na postaciach, ale jednak po skończeniu lektury czułam spory niedosyt. Mimo to, przeczytałam ją bardzo szybko i chciałam dowiedzieć się, jak dalej potoczą się losy bohaterów (chociaż nie przeczę, że być może odezwały się moje masochistyczne zapędy).

„Przez mgłę się przeprawimy,moje piękne dziecię,zdążając do krainy,w coraz dzikszym świecie.”

Księżniczka Popiołów jest z pewnością powieścią emocjonalną. Właściwie nie jest to odkrywczy wniosek, ponieważ autorka przedstawia nam historię dziewczynki, która widziała śmierć  matki i żyła pod opieką mężczyzny, który ją zabił i ciemiężył jej naród. Aż dziw bierze, że nadal pozostała normalna. Niemniej jednak, mimo że współczujemy Theodosi, to jednak nie mogę powiedzieć, że ją polubiłam. Była dość irytująca. Autorka bardzo drastycznie i w megaszybkim tempie przeprowadziła jej przemianę. Jak dla mnie, zdecydowanie zbyt szybkim. Wiele jej zachowań mnie denerwowało. Gdybym mogła, to najchętniej potrząsnęłabym nią i zapytała, co też najlepszego wyprawia (niestety, nie miałam takiej możliwości, a z szacunku do książki nie rzuciłam nią przez okno). Niemniej jednak przez to przyjemność z czytania  malała.

„Rzeka płynie, pchając kamień, nawet jeśli wiem że go nie poruszy. I nie musi. Wystarczająco dużo prądów, wystarczająco dużo czasu, a nawet najsilniejszy kamień ustępuje. Może trwać to całe życie lub więcej, lecz woda się nie poddaje.”

Podobała mi się natomiast kreacja Sorena (słodziak), Ampelia (dzielny rycerz), Crescentii (przyjaciółeczka) jak również Kaisera (bad guy). Zdecydowanie postaci drugoplanowe wyszły autorce o wiele lepiej niż główna bohaterka. Mam wrażenie, że były zdecydowanie o wiele bardziej dopracowane niż tytułowa Księżniczka Popiołu. Thora (imię nadane dziewczynie przez Kaisera) miała być postacią bardzo głęboką, a w moim odczuciu wyszła dość powierzchowna. Laura Sebastian zdecydowanie nie poradziła sobie z „warstwą psychologiczną” bohaterki (niektórzy pewnie nie zwrócą na to uwagi, ale przez to, że jak wiecie studiuję tę nieszczęsną psychologię, wielokrotnie mierziły mnie niektóre sytuacje).

„Każdy ma swoje gry, mała owieczko.”

Zdecydowanie najgorszym i najbardziej irytującym wątkiem książki był trójkąt miłosny pomiędzy główną bohaterką a… tego wam nie powiem, ale możecie mi wierzyć, niesamowicie podnosił ciśnienie.  Dawno nie czytałam tak okropnego przedstawienia miłosnych perypetii bohaterów. Fuj! Bleh! Sio! Tam nie ma nic. Nic! Tak jak jeszcze ewentualnie dostrzegam pewną iskiereczkę pomiędzy Theodosią, a jedną z męskich postaci (dlaczego to było takie przewidywalne do bólu?!), to z drugim (kolejnym oczywistym wybrankiem) nie było już nic, nawet malutkiej chemii. No zero! A grrr! 

„(…) moja miłość czeka na mnie, wciąż w uchwycie pazurów Śmierci.”

Mimo że jest to powieść fantastyczna, nie mam w niej zbyt dużo elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Muszę jednak przyznać, że pomysł z kamieniami mocy jest nawet ciekawy. W szczególności interesujące było ukazanie ich wpływu na niektóre z postaci.

Księżniczka Popiołu z pewnością nie jest powieścią typowo młodzieżową (nie taką dla młodszej młodzieży). Jest w niej kilka dość brutalnych scen. To książka, która bardzo wiele czerpie z innych pozycji tego gatunku. Czytając ją człowiek ma wrażenie, że przecież to wszystko gdzieś już było, tylko że podane w lepszej wersji. Głównymi zarzutami są przede wszystkim okropny wątek miłosny i kiepska postać Theodosi. Mam nadzieję, że autorka rozwinie skrzydła w kolejnym tomie, że bardziej skupi się na bohaterach i lepiej ogarnie całość fabularnie, zaskakując jakoś czytelnika. 


„Strach owija się wokół mojego żołądka niczym głodny pyton, zaciskając się coraz mocniej, aż nie mogę złapać tchu. Narasta we mnie pragnienie, by rzucić się do ucieczki, a ja walczę o to, by utrzymać nogi w bezruchu”.

Akcja powieści nie jest  dynamiczna. Wydarzenia toczą się raczej dość powolnym tempem, ale nie mogę powiedzieć, że jest to w tym przypadku zarzut. Wydaje mi się, że dla tej historii było to zdecydowanie dobre posunięcie (jeśli brak akcji kiedykolwiek jest dobrym posunięciem...) Gdyby opowieść "biegła" szybciej, mam wrażenie, że czytelnik mógłby poczuć większą sztuczność, tak, jak to było w przypadku samej przemiany wewnętrznej głównej bohaterki.  
Pomimo że Księżniczka Popiołu nie wyróżnia się jakoś szczególnie na tle innych powieści fantastycznych, jest typowym średniakiem, to ma w sobie to coś, co sprawia, że mimo wszystko  mam ochotę sięgnąć po kolejny tom i dowiedzieć się, jak zakończyła się ta historia.

Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów. Powieść została zawieszona w intrygującym momencie. Astrea to zdecydowanie miejsce, do którego chcę jeszcze powrócić, zanurzyć się w tym mrocznym świecie, nad którym roztacza się widmo wojny.





Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Zysk i Ska <3


2 komentarze :

  1. O nie. Zdecydowanie mam inną opinię.
    (Swoją drogą jaram się pierwszym zdjęciem)
    Dla mnie to totalna powtórka ze "Szklanego tronu", tylko trochę lepiej napisana. Trochę.
    Od początku do końca wyglądało to dokładnie tak samo jak w tworze Maas (który w sumie jest taki kiepskawy szczerze mówiąc) i od pierwszych stron czuć było "inspirację". Takim książkom mówię NIE.
    Pozdrawiam :)
    Kasia z niekulturalnie.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xd aż musiałam przewinąć i sprawdzić jakie było. Hmm porównując do Szklanego, to chyba dla mnie Księżniczka wypada jednak gorzej - o wiele bardziej denerwuje mnie trójkąt miłosny i główna bohaterka; mam też wrażenie, że historia jest jednak mniej dynamiczna, ale ST czytałam kilka dobrych lat temu, więc możliwe, że wrażenie jest spowodowane dziurami w pamięci :D
      Buziaki :D

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.