poniedziałek, 28 maja 2018

Veronica Roth – świetna czy jednak przereklamowana?

„Wiedziałem, że życie nas okalecza. Każdego z nas. Nie da się tego uniknąć. Ale powoli zaczynam się przekonywać, że możemy zostać uzdrowieni. Że nawzajem się uzdrawiamy.”
Veronica Roth przebojem wdarła się do świata literatury. Jako 23-latka wydała powieść, która zdobyła serca młodzieży na całym świecie. Uznano zatem, że ma ogromny potencjał. Wszyscy z wytęsknieniem czekali na kolejne części przygód Tris. Trylogię Niezgodna okrzyknięto drugimi Igrzyskami Śmierci! Ba, książki Roth zdetronizowały nawet twórczość Collins, spychając ją z czołówek list bestsellerów.

Co takiego jest w tych książkach, że do dziś cieszą się dużą popularnością i wciąż mają bardzo dobre oceny na największych portalach związanych z literaturą? Szczerze powiedziawszy – nie wiem. Dla mnie – nic, a przeczytałam wszystkie pozycje, które wyszły spod pióra autorki.

Przyjrzyjmy się bliżej twórczości Roth

Nie powiem, że nie podobała mi się Niezgodna. (Mam tutaj na myśli tom rozpoczynający trylogię). Intrygowała mnie idea społeczeństwa podzielonego na frakcje: Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycję (inteligencja), Prawość (uczciwość) i Serdeczność (życzliwość). Podobał mi się pomysł z eliminowaniem osób niezgodnych – posiadających predyspozycje pozwalające im wybrać więcej niż jedną frakcję, oraz osób bezfrakcyjnych – takich, które nie posiadały przymiotów żadnej z nich i były odsuwane na margines społeczeństwa. (Dla uściślenia, nie, nie jestem psychopatycznym sadystą, który lubi czytać o znęcaniu się nad ludźmi). Świat brutalny i bezkompromisowy to coś, co zdecydowanie przykuwa moją uwagę i często sprawia, że zostaję z danym cyklem na dłużej. Niezgodna może to miała. Była zaskakująca, trochę mroczna i zwyczajnie dosyć ciekawa. Niestety, z każdą kolejną częścią było coraz mniej „fajnie”. Owszem, przebrnęłam przez całą trylogię, jednak Wierna nie wylądowała w kącie z wielkim hukiem tylko ze względu na Cztery i bohaterów drugoplanowych, bo historia leżała i kwiczała..

Tris od początku miała w sobie ten irytujący pierwiastek, który stopniowo rozrastał się coraz bardziej. Pomijając już paradoksalny wybór frakcji (który jeszcze jakoś potrafię zrozumieć), jej zachowanie w następnych rozdziałach i tomach mieściło się w granicach absurdu. Z niepozornej dziewczynki, która była uparta i dążyła do celu, stała się wywyższającym się babsztylem z przerostem ego (może nie przez cały czas, ale te momenty bardzo wryły mi się w pamięć). Zatajała prawdę przed przyjaciółmi, traktowała Cztery jak gorszego, bo nie był Czysty Genetycznie i najzwyczajniej w świecie była tak przewidywalna, że aż bolało. Owszem, próbowała rozpracować intrygę, ale zatraciła „znośną” część siebie. Autorka zdecydowanie nie miała pomysłu, jak wykreować tę postać (albo, jeśli ktoś woli, miała ich zdecydowanie za dużo). Tris to jedno wielkie rozczarowanie.

Czytając trylogię, miałam wrażenie, że Veronica Roth miała całkiem niezłą koncepcję, ale na tym się skończyło. Z każdą kolejną częścią (a jeśli mam być szczera, to nawet rozdziałem) paradoksy się nawarstwiały. Najbardziej rażące były chyba mimo wszystko dwa przykłady: matka, która zostawiła syna na pastwę kata oraz Agencja Bezpieczeństwa Genetycznego (sam pomysł ok, ale wykonanie pozostawiało wiele do życzenia).

Przed Wierną naczytałam się tylu pochlebnych opinii, tylu „peanów” pochwalnych – „świetna”, „zakończenie niesamowicie wzruszające” – a gdy przyszło co do czego, uznałam, że mogłabym dostać plakietkę z napisem „zimna suka”. Cóż, dla mnie ani to „świetne”, ani tym bardziej „wzruszające”. Jedyne określenia, z którymi mogłabym się zgodzić, to infantylne, przewidywalne do bólu i po prostu nudne.

Jeśli miałabym podsumować trylogię Niezgodna, napisałabym tak: im dalej w las, tym więcej drzew (lub „kwiatków” jeśli ktoś woli). Veronica Roth pomysł miała, ale zdecydowanie go nie wykorzystała. O wiele lepiej wyszłaby na tym, gdyby książkę „skondensowała” – część wątków rozwinęła, a większość odrzuciła (bo tych bezsensownych było od groma). Powieść pisana z perspektywy tak irytującej bohaterki okazałą się zdecydowanie ciężkostrawna. (Czytając książki miałam naście lat. Było to wkrótce po tym, jak się na księgarskich półkach. Wyobraźcie więc sobie, jak głęboko zakorzeniła się ta niechęć, że wciąż we mnie tkwi…). Niezgodna była niedopracowana, nieprzemyślana i nieciekawa.

Nie zniechęcałam się jednak. Zauroczona Cztery, sięgnęłam po opowieść o nim. Autorka znów się nie wysiliła i książkę zatytułowała Cztery… i tyle. Żadnego podtytułu, nic… (Niech żyje kreatywność!). Myślałam sobie, że skoro polubiłam go w serii, która mnie tak denerwowała, to nie powinnam się zawieść na tej. Jaka ja byłam naiwna… (zwalę to na karb młodego wciąż wieku.) Prawdę powiedziawszy, nie dowiedziałam się więcej niż podczas czytania Niezgodnej. Owszem, niektóre wątki zostały rozwinięte, ale było to jednak zdecydowanie zbyt mało. (Do harakiri jakie popełniła E. L. James w Greyu Roth daleko, ale do dobrej pozycji również, choć i tak wypadła tu lepiej niż w Wiernej).

Nie był to jednak koniec mojej przygody z twórczością Roth. (Chyba lubię się katować). W tym roku bowiem pojawiła się jej kolejna powieść – Naznaczeni śmiercią. Co zrobiła Patrycja – zapoznała się z recenzjami i książkę kupiła. (Cóż, tym razem nie mogę tego już zwalić na karb młodego wieku, to już zwyczajna głupota. Dlaczego ja się nie uczę na błędach?!). Myślicie, że Niezgodna była kiepska? Nie mieliście szczęścia spotkać się bliżej z Naznaczonymi… Z pozoru znów brzmi całkiem ciekawie: odległa galaktyka, dwa zwaśnione narody walczące o władzę na jednej planecie, przeznaczenie decydujące o ludzkim życiu. Oto Cyra i Akos, których łączy brutalna rzeczywistość. Wraz z upływem czasu „początkowa wrogość przeradza się we wzajemne ukojenie. Kiełkujące uczucie wymaga zaprzeczenia dawnym relacjom, obsesjom, wyobrażeniom. Naznaczeni śmiercią, naznaczeni stratą. Wyzwoleni przez miłość.” Jasne, zalatuje tanim romansem, ale i to można by przeboleć, gdyby akcja była wartka i wciągająca. Pewnie spodziewacie się, co teraz napiszę, prawda? No cóż, nie była. Wlokła się jak flaki z olejem. ¾ książki powinno wylądować w koszu, bo było najzwyczajniej w świecie nudne (nie róbcie sobie również nadziei, że pozostała ¼ zapierała dech w piersiach Łagodnie rzecz ujmując, było znośnie). Co genialnego tym razem wymyśliła autorka? Dziewczynę podporządkowaną despotycznemu bratu, która zmienia się, gdy spotyka chłopaka – teoretycznie wroga – i przeżywa z nim kilka niezbyt pasjonujących przygód. Tak jak Niezgodną ratował Cztery i bohaterowie drugoplanowi, tutaj żadna, naprawdę żadna postać mi się nie podobała… Wszystko było zbyt sztuczne, przerysowane. Czarny charakter to jakaś parodia. Niby zły, niby okrutny, ale ni to charyzmy, ni to sprytu, a o psychologicznym zagmatwaniu możemy zapomnieć. Niestety, nie jest to odosobniony przypadek. Wszystkie postaci Roth są niezwykle „płaskie”. Niby los ich doświadczył, niby zmagali się z przeszłością, jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że autorka chciała napchać ich historie negatywnymi doświadczeniami, jednak kompletnie nie poradziła sobie ze skutkami, jakie by się na nich odbiły. Było to mniej więcej na zasadzie – zafunduję im parszywe dzieciństwo, jednak po jednej szczerej rozmowie się otrząsną i będą żyć od nowa. Panie… widzisz i nie grzmisz?! Jedyne, co w tej książce jest dobre, to tak naprawdę okładka.

Kolejna nastolatka, kolejny powielony schemat, kolejny kompleks „wybawicielki”.

Za co?! Dlaczego?! Po co?!

Mówi się, że każdy człowiek nosi w sobie materiał na jedną powieść. Veronica Roth zdecydowanie wykorzystała go przy Niezgodnej, która była książką dość spójną, potrafiącą zainteresować czytelnika i przyciągnąć fanów dystopii. Choć mocno inspirowała się Igrzyskami Śmierci, wstrzeliła się w odpowiedni moment, wyzyskując chwilę popytu na taką literaturę. Niestety im dalej, tym gorzej. O akcji trzymającej w napięciu możemy zapomnieć, o nieszablonowych pomysłach czy bohaterach zresztą też. Wszystko staje się przewidywalne i najzwyczajniej w świecie nudne. Jasne, nie wszystkim podoba się to samo. Powyższy teks, to tylko moja – dość krytyczna – opinia, z którą kompletnie możecie się nie zgadzać. Dla mnie, jej książki wybijają się ponad inne, ciekawsze powieści, tylko dlatego, że mają świetny marketing. Nie potrafię odnaleźć w nich już praktycznie żadnych plusów…

Błagam, jeśli kiedykolwiek podkusi mnie, żeby dać Roth jeszcze jedną szansę, skopcie mi tyłek, ale tak porządnie…


Tekst pierwotnie ukazał się na stronie Ostatniej Tawerny

3 komentarze :

  1. Moje zdanie co do Niezgodnej jest bardzo podobne do Twojego, tylko może trochę mniej krytyczne. :P Też uważam, że pierwsza część była fajna, ale potem jakoś gorzej chyba było, dokładnych odczuć nie pamiętam, bo też dawno sięgnęłam po tę serię. Po najnowszą książkę tej autorki jeszcze nie sięgnęłam, myślałam, że będzie lepsza, ale z tego co tu czytam, pewnie się pomyliłam. :P No cóż, w takim razie raczej nie planuję bliższego spotkania z "Naznaczonymi". :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam trylogię Niezgodna i nie napisałabym, że mi się jakoś, źle czytało, ale faktycznie przez irytującą główną bohaterkę ciężko było zapałać sympatią do tych książek. W moim przypadku jest tak, że jak nie polubię bohaterów, nie zżyje się z nimi czy im nie kibicuje, to i tak w moim odczuciu reszta leży i nic nie pomoże. Zakończenie "Wiernej" mnie zaskoczyło, ale na pewno emocjonalnie nie było. Dodatków nie czytałam, bo Cztery był mi obojętny.
    Jeśli chodzi o nową serię autorki, to "Naznaczeni śmiercią" w ogóle mnie nie interesowali. Przeszłam koło tej premiery obojętnie, nie zwróciłam na nią większej uwagi i teraz widzę, że dobrze zrobiłam :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja do Roth mam mieszane uczucia! Czytałam "Niezgodną" i bardzo mi się podobała. Był to okres innych dystopii, więc pochłaniałam je dość regularnie. Z kolei drugiego tomu nie doczytałam już do końca i od paru dobrych lat czeka na mnie na półce. Może kiedyś postanowię się nią zainteresować jeszcze raz, ale... te wszystkie nowe książki, które wychodzą teraz jej autorstwa - zdecydowanie nie sięgnę po nie, bo nie chcę się męczyć.

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.