środa, 29 marca 2017

Pieśń jutra - Samantha Shannon [PRZEDPREMIEROWO]



„Mordercą się nie rodzisz, mordercą się stajesz.” 

Pieśń Jutra to już kolejna część znanej i uwielbianej na całym świecie serii książek Samanthy Shannon The Bone Season czy jeśli ktoś woli polską wersję: Czasu Żniw. Jak zwykle zapoznam Was najpierw z opisem wydawniczym :D 




Po krwawych i brutalnych walkach Paige Mahoney zyskała odpowiedzialną funkcję – została wybrana Zwierzchniczką. Pod rządami ma teraz całą populację londyńskich kryminalistów. Wystąpiła przeciwko Jaxonowi Hallowi. Narobiła sobie żądnych krwi wrogów, z których każdy czeka na jej najmniejszy błąd. Teraz zadanie ustabilizowania sytuacji w podzielonym podziemiu będzie prawdziwym wyzwaniem. Panowanie Paige może szybko dobiec końca. Wszystko przez wprowadzenie Tarczy Czuciowej, śmiertelnej technologii, która przyniesie zgubę społeczności jasnowidzów i… całemu światu, jaki znają. 

Zapowiada się nieźle prawda? Już teraz mogę Wam powiedzieć, że opis wydawniczy zdecydowanie jest trafiony. Mówcie co chcecie, może i mam hopla na punkcie tej autorki i ją uwielbiam, ale tę książkę mogę podsumować słynnymi słowami wypowiedzianymi podczas turnieju siatkarskiego w Berlinie uprawniającego do występu w IO: „Co to było, co to było?!”  (dla tych, którzy nie widzieli, nasi wygrali 3:2, polecam obejrzeć tireak, wciąż mam ciarki jak oglądam). 

Ciarki pojawiały się również podczas Pieśni jutra. i to więcej niż jeden raz! Muszę przyznać, że ta recenzja obroniłaby się pewnie samymi cytatami, ale mnie zdecydowanie by to nie usatysfakcjonowało. 

„Pewnego dnia będziesz musiała wybrać między własnymi pragnieniami, instynktami a tym, co będzie rozsądniejsze… I to cię wzmocni. Zrozumiesz wtedy, że wszyscy jesteśmy diabłami w ludzkiej skórze. Sama staniesz się potworem, którego nosi w sobie każdy z nas.” 

Ostatnio mam zwyczaj zaczynania od okładek, więc trzymajmy się tego. Okładka trzeciego tomu Czasu Żniw znakomicie współgra z poprzednimi tomami. Fiolet cudownie kontrastuje z pomarańczem. Okładka jest miękka, jednak książka się nie rozkleja i dobrze się ją  czyta. Uwielbiam. Okładki serii to dla mnie mistrzostwo – minimalistyczne, niosące przekaz, współgrające z treścią. Brawo! 

„Narodziłam się do życia w ramionach lęku. Jedni będą cierpieć. Inni powstaną do walki.” 


Teraz kilka słów o treści. Na razie wiecie, że opis książki jest trafiony, a teraz dowiecie się również, że zdecydowanie nie oddaje ogromu tego, co się tam dzieje. Naprawdę wiedziałam, że Samantha Shannon ma wielgaśną wyobraźnię, ale tego to się jednak nie spodziewałam. Co tam się działo, ile się działo… 

„Marzenie o zmianie świeci jasnym światłem płomienia, trawiąc wszystko, co złe. Jest szybkie i nieugięte. Pragniesz sprawiedliwości i ją zyskujesz. Cały świat staje do walki u twego boku. W ciągu ostatnich kilku tygodni przekonałam się jednak, że zmiana wcale nie jest taka prosta. Rewolucja tego rodzaju istnieje jedynie w marzeniach.” 

Wielokrotne palpitacje serca, zadawanie sobie niejednokrotnie pytań w stylu: „co do cholery?!”… Nawet nie wiecie ile mechanizmów obronnych mi się uruchomiło podczas czytania tej pozycji. Kiedy dobrnęłam do zakończenia (co nastąpiło zdecydowanie zbyt szybko) miałam ochotę zasnąć snem zimowym i obudzić się dopiero, gdy na rynku zawita kolejny tom. Miotałam się jak szatan, nie wiedząc co począć… Do teraz mi źle… 

„Postanowiłam, że będę jak kamień. Za ludzi, którzy się tutaj znaleźli, za moich dziadków, za własne cierpienie. Zniszczę Sajon tak jak oni zniszczyli mój ukochany kraj, nawet gdyby miało mi to zająć każdy dzień reszty mojego życia. I zacznę tutaj. Bez względu na cenę.” 

Teraz przyszedł czas na bohaterów. Samantho Shannon – dlaczego mi to robisz?! Czy naprawdę chcesz żebym zeszła na zawał w tak młodym wieku?! (chociaż, przynajmniej umarłabym bez zmarszczek, zawsze to jakieś pocieszenie…) 

Naczelniku, czy wspominałam, że Cię kocham? Co ja mam do zimnych drani?! Hmm? (chociaż, moja mama stwierdziła, że zimny, to on nie był. Określiła go mianem letniego hahahah:P). Tak już całkiem serio, naprawdę uwielbiam tą postać i tylko czekałam na wątki z nim. Pozostał sobą, a nie roznamiętnionym kochasiem jak wiele postaci jego pokroju. Mogłabym zacząć wyśpiewywać hymny pochwalne, ale powstrzymam się (choć z trudem). 

Muszę jednak powiedzieć, że Paige nadal mnie nie zawodzi (aczkolwiek były chwile, w których miałam ochotę ją zabić, no dobra, prawie zabić). Nadal pozostała silna i niezależna. Dąży do celu i próbuje udowodnić wszystkim, w tym również sobie, że jest coś warta. Pozostali bohaterowie również trzymają poziom. Kilka postaci naprawdę mnie zaskoczyło. W rozgrywce pojawia się pewna tajemnicza osobistość… (w tym momencie robię konspiratorską minę :p ) 


„Człowiek, który pragnie wolności, stanowi zagrożenie.” 

Jak wiadomo – wątek romantyczny jest. Wciąż jednak pozostaje wątkiem pobocznym (bogom niech będą dzięki). Kiedy ma być słodko, jest słodko, ale pamiętajmy o jednym – mamy wojnę! Żeby nie
było, że jestem wredna, czy się znęcam, cytacik dla Was: 


„Powiedziałeś, że zmiana ma dla każdego z nas osobistą cenę. – Popatrzyłam mu w oczy. – Ty jesteś moją ceną za zmianę.” 

Tak, wiem, jednak jestem wredna :P (Cóż, taka już moja natura :D) Zostawiam Was z rozmyślaniami, w którym miejscu powieści padają owe słowa. 

Jeśli zaś chodzi o styl. Jak zwykle nie mogę się do niczego przyczepić. Myślę, że wielbiciele weszli już w świat Sajonu na tyle dobrze, że bez problemu odnajdują się w tej rzeczywistości i niektórych bądź co bądź skomplikowanych nazwach. Ci, którzy jeszcze nie sięgnęli po te książki, powinni nadrobić zaległości jak najszybciej! Samantha Shannon tym razem pokazuje nam nieco większy skrawek świata. Świata, który wciąż zachwyca swoją złożonością i wyjątkowością. 

„Ludzie zawsze będą cię rozczarowywać.” 




Co jeszcze mogę powiedzieć? Autorka nie zawodzi! Aż strach myśleć, co będzie dalej. Pieśń jutra to pełna zwrotów akcji, nieszablonowych pomysłów książka, która wciąga od pierwszych stron w bezkompromisowy i brutalny świat, zachwycający i dopracowany pod każdym względem. Brudna polityka, rząd z chorymi ambicjami, bohaterowie z ikrą i pewien tajemniczy ktoś, który może odmienić losy wojny. Do tego tylko walka o życie, przebiegła intryga i nowy wróg. Czysta sielanka :p 

Pieśń jutra jest jeszcze lepsza od poprzedniczek, porywająca i zadziwiająca. Szczerze, spodziewałam się naprawdę sporo po tej części (w końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia) i nawet nie wiecie jak miło mi napisać, że się nie zawiodłam (jedna z niewielu książek, w których autor nie odnotował spadku formy i, oby tak dalej). 

„To, co jest cudowne w życiu w moralnie skorumpowanym świecie, to fakt, iż wcześniej czy później każdego można kupić. Każdy lubi kasę. Pieniądze, litość, iluzja władzy, zawsze istnieje jakiś sposób na to, żeby zdobyć czyjąś lojalność. Zaufaj mi: nikt nie będzie mnie podejrzewał.” 
Recenzja Czasu Żniw i Zakonu Mimów.

Książka ma premierę 26 kwietnia, jednak już dziś możecie zamówić ją tutaj.


UWAGA! UWAGA! Autorka w tym roku odwiedzi Polskę i to już całkiem niedługo! 26 kwietnia zawita do warszawskiego empiku, a 28-30 kwietnia na poznańskim Pyrkonie! Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Za świetną książkę dziękuję wydawnictwu SQN <3


4 komentarze :

  1. Mam wrażenie, że jestem jedyną chodzącą i oddychającą istotą, której nie przypadł do gustu Czas żniw... ;/

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli ta seria jest tak dobra jak wszyscy mówią to muszę ją przeczytać, ale perspektywa czekania nie wiadomo ile na następny tom mnie dobija. :/
    Buziaki :*
    Fantastic books

    OdpowiedzUsuń
  3. Samantha Shannon po raz kolejny wciągnęła nas na długie, długie godziny i kompletnie nie chcieliśmy się z nią rozstawać. Świetna recenzja, którą czytaliśmy przytakując na każdym akapicie! ;)

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.