Grey w wersji soft...
TRZY MIESIĄCE.
TRZY MIESIĄCE.
TO MIAŁY BYĆ TRZY MIESIĄCE.
Nazywam się Emma Knight i jestem dwudziestoczteroletnią kobietą, która miała się przeprowadzić z Miami do Nowego Yorku, by spełnić swoje marzenie o uczęszczaniu do szkoły projektowania Parsons. Zaczęłam realizować mój plan. Byłam już spakowana, gotowa, by rozpocząć moją podróż, ale wtedy poznałam mężczyznę i dostałam emaila, te dwa czynniki zmieniły moje plany oraz życie.
Max Hamilton to dwudziestopięcioletni przystojniak, playboy, który został wychowywany, by przejąć Hamilton Securites i to on powiedział, że wszystko będzie trwało tylko trzy miesiące. Zaproponował mi, bym udawała jego narzeczoną do jego dwudziestych szóstych urodzin, by mógł zdobyć dostęp do funduszu powierniczego. Pomogłam mu a on w zamian miał pomóc mi spełnić moje marzenie. W tej sytuacji wszyscy wygrywali, prawda?
Nieprawda.
Miłość nigdy nie była częścią tej umowy, częścią umowy. Nie był nim również sekret, o którym Max nie mógł się dowiedzieć.
Max – typowy playboy gotowy na szybki numerek, z dziewczyną dopiero co poznaną w klubie. Za wszelką cenę próbuje uwolnić się od ojca. Postać dość płytka. Dla niego liczy się tylko wygląd zewnętrzny. Może zawsze i wszędzie. Jest porywczy i impulsywny. Nie potrafi okazywać uczuć. Szanuje jednak swoich współpracowników i troszczy się o bliskie sobie osoby. To tchórz, który nie potrafi stawić czoła swoim lękom (dobra, może trochę przesadziłam, bo na końcu daje rade). Często budzi skrajne odczucia.
Emma – dziewczyna, która jest skłonna zrobić wiele, byle tylko spełnić swoje marzenie. Łamie stereotyp rozpieszczonej jedynaczki. Dziewczyna jest zdolna do poświęceń. Potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach. Ma charakterek i umie zaleźć człowiekowi za skórę. Nie potrzebuje faceta, żeby sobie poradzić.
Plusem książki jest zdecydowanie to, że szybko się ją czyta. No i to by chyba było na tyle. Historia nie porywa, akcji praktycznie brak. Postacie nie przekonują. Uczucia są strasznie spłycone. Mimo że główni bohaterowie są ze sobą, według mnie brakuje tu chemii. Nie wiem czy człowiek się odstresuje, czy raczej zirytuje czytając książkę… Książka bardzo mi przypominała Pięćdziesiąt twarzy Greya. His proposed deal to taka wersja soft. Sorry Ana, ale Emma wygrywa starcie. Zważając na to, że książki E.L. James nie przypadły mi do gustu, ta również jakoś mnie szczególnie nie zainteresowała. Może dlatego, że nie lubię typowych romansów. Nie wiem…
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz