wtorek, 23 kwietnia 2019

W pułapce uczuć. – „Save you” – Mona Kasten – recenzja przedpremierowa


„Każdy jest słaby, każdy może coś stracić.” 

Drugi tom, a wraz z nim niezmiennie trwająca na posterunku obawa, że będzie gorzej niż podczas pierwszego. Save you zdecydowanie nie było wyjątkiem. Czy książka jest lepsza, czy gorsza od swojej poprzedniczki? Przekonajcie się. 

Akcja zaczyna się właściwie zaraz po wydarzeniach z Save me [recenzja]. Na samym początku otrzymujemy więc bohaterów, którzy są w totalnej rozsypce i każdy na swój sposób próbuje sobie jakoś poradzić z natłokiem niechcianych uczuć. Później James wciela w życie sprytny plan, by odzyskać swoją prawdziwą miłość. I tak, powoli, zaczynamy odkrywać ich na nowo. Oni sami również poznają swoje charaktery i odkrywają „zakamarki duszy” (ale wyszło poetycko…), o których wcześniej nie zdawali sobie sprawy. Kiedy wydaje się, że wszystka zmierza ku dobremu, wydarza się coś, co może zaważyć na ich przyszłości. 

Zadanie dla Was – NIE CZYTAĆ OPISU ZNAJDUJĄCEGO SIĘ Z TYŁU KSIĄŻKI! Dlaczego? Cóż, odpowiedź jest prosta, otrzymacie tak WIELKI SPOILER, że głowa mała. Cała przyjemność z czytania powieści pójdzie w długą i jeszcze pomacha wam bezczelnie na pożegnanie. Problem tutaj jest niezwykle złożony, ponieważ opis nie zdradza wyłącznie fabuły drugiego tomu, ale także część trzeciego! Nie! Nie! Nie! Takich rzeczy to ja bardzo, ale to bardzo nie lubię! 

Save you to powieść bardzo emocjonalna i już na pierwszy rzut oka widać, że Mona Kasten postanowiła skupić się właśnie na tym aspekcie. Bohaterami bardzo często targają skrajne, silne emocje i uważam, że autorce dobrze udało się to pokazać. Wielokrotnie nie zgadzałam się z ich postępowaniem, wkurzały mnie takie, czy inne zagrania, ale wiadomo, różnice charakterologiczne zrobiły tu swoje. Podobało mi się, że Kasten potrafiła to dobrze zarysować, że ukazała, jak ludzie potrafią się zmieniać, przybierać maski, jaki wpływ mają niektóre postaci w naszym bliskim otoczeniu. Kolejny raz poruszyła ważną kwestię przyjaźni oraz wsparcia, które jest przecież potrzebne każdemu, chociaż niejednokrotnie trudno o nie prosić. Wskazała, jak ważna jest empatia i patrzenie poza czubek własnego nosa. 

„Nauczyłam się nie patrzeć wstecz, tylko do przodu.” 

W Save you autorka zaserwowała nam aż czterech narratorów. Właściwie nie wie, czy książce wyszło to na plus. Z całą pewnością przybyło różnych „dram”, ale wydaje mi się, że większa płynność historii była, kiedy poznawaliśmy ją tylko z perspektywy Jamesa i Ruby. 

Jeśli zaś chodzi o samych bohaterów, to z cała pewnością możemy obserwować zmiany, jakie w nich zachodzą. Stwierdzenie, że „dorastają na naszych oczach” jest tu niezwykle trafne. I (chwała bogom) nie jest to przemiana jakaś gwałtowna tupu: „pstryk i już”, ale stopniowy, powolny proces. Mona Kasten w taki sposób skonstruowała swoją książkę, że możemy poznać rozterki, które targają protagonistami, dostrzec ich motywy, wątpliwości, uczucia. Z cała pewnością są dojrzalsi niż w Save me

Kończąc, wrócę jeszcze to pytania z pierwszego akapitu. Właściwie nie wiem, czy książka jest lepsza, czy też gorsza. Wydaje mi się, że po prostu inna od swojej poprzedniczki. W Save me mieliśmy dużo napięcia seksualnego, akcji, reakcji, z kolei w Save you historia wydaje mi się spokojniejsza, ale o wiele bardziej emocjonalna, głęboka. 

Autorka, podobnie jak przy pierwszym tomie cyklu uraczyła nas zaskakującym zakończeniem, które pozostawia pytanie: „co dalej”. (Nie czytajcie opisu, bo jedną kwestię już poznacie!) Z pewnością sięgnę po kolejny tom i sprawdzę jak potoczyły się losy bohaterów. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Jaguar <3 



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.