środa, 16 sierpnia 2017

Zaklinacz ognia – Cinda Williams Chima [PRZEDPREMIEROWO]


„Nadziei nie da się ujarzmić regułami, albo wcisnąć pod but przykrych doświadczeń. To błogosławieństwo i przekleństwo zarazem.”


Trwa wojna między królestwami Arden i Fellsmarch. Władca Ardenu Gerard nie cofnie się przed niczym, żeby zapanować nad całym kontynentem – nawet przed zniewoleniem czarodziejów. Na jego drodze staje jednak dwoje ludzi, których uczucia zranił za bardzo.


Adrian, syn Wielkiego Maga i królowej Fellsmarchu, marzy o tym, by zostać magicznym uzdrowicielem. Gdy jego ojciec ginie w zasadzce wroga, poprzysięga zemstę i doskonali znajomość trucizn. Jenna ma na karku tajemnicze znamię, a jej serce bije w rytm płomieni. Przez lata zmuszana była do pracy w kopalniach miasta Delphi. Przyłącza się do walki, gdy żołnierze Ardenu zabijają jej przyjaciół.

Wspólny cel splata losy Adriana i Jenny na ardeńskim dworze. Aby pokonać Gerarda, będą musieli odnaleźć się w świecie, gdzie nie ma prostego podziału na dobrych i złych, wśród ryzykownych sojuszy i pałacowych intryg. Równie niebezpieczna okaże się prawda o ich przeznaczeniu...

„Miłość jest tylko pułapką, która łamie ludzkie serca.”

Zaklinacz ognia to pierwsza książka otwierająca cykl Starcie królest Cindy Williams Chimy. O powieści słyszałam już dość dawno i już wtedy wiedziałam, że muszę ją przeczytać, bo to taki mój must have tego roku. Oczekiwania były więc duże, tym bardziej, że opis książki brzmiał nader zachęcająco. Jaka jednak okazała się rzeczywistość? 

Może najpierw odniosę się do samego opisu książki. Cóż, tak właściwie większość się zgadza. Mogłabym się przyczepić do ostatniego akapitu, bo mam wrażenie, że został odrobinę podkoloryzowany. 


„Trucizna jest jak strzała. Nigdy nie masz pewności, w kogo trafi.”


Przyznam szczerze, że spodziewałam się jednak czegoś innego i przeżyłam lekkie zderzenie z rzeczywistością. Ogólnie rzecz biorąc spodziewałam się znacznie większej ilości starć pomiędzy wrogimi państwami, knowań, walk magów itp. ale nie było i to dane. (Przynajmniej w takiej dawce, w jakiej się spodziewałam.) Musiałam więc zmienić swoje nastawienie i zrestartować się, by podejść do powieści z czystą głową. 

„Wojna to bezustanne przesuwanie się naprzód i wycofywanie się.”

Często miałam jednak wrażenie, że autorka robi mnie w bambuko. Kiedy już zaczynało się coś dziać, akcja nabierała tempa i zapowiadało się na ciekawą przygodę (na przykład gdy pojawili się religijni fanatycy), Chima szybko kończyła wątek i przechodziła dalej, zostawiając mnie z wielkim wyrzutem i pytaniem: „Dlaczego?!”. Naprawę nie rozumiem, co autorka miała zamiar zyskać przez takie zabiegi...

Prawdę powiedziawszy książkę można podzielić na dwie części. (Nawet byłyby to dość równe części.) Pierwsza połówka, była naprawdę monotonna, akcja się ciągnęła, a te małe iskierki nadziei tylko pogarszały sprawę, bo tak jak nagle się pojawiały, tak samo szybko, jeśli nie szybciej, gasły.   Przyznam, że zaczynałam tracić nadzieję, na jakąkolwiek poprawę… Jednak moja wytrwałość została nagrodzona.  Nie napiszę Wam, że nagle akcja zaczęła pędzić niczym sportowe porsche na autostradzie, bo minęłabym się z prawdą, ale jednak zaczęło się coś dziać. Było to mniej więcej wtedy, gdy Ash poznał króla. (Ash to imię głównego bohatera. Adrianem był zaledwie kilka razy, później „figurował” właśnie jako Ash albo Adam.) Można było odnotować zdecydowany wzrost napięcia i zniecierpliwienia, a i pojawiła się nutka grozy. Ostatnie sto/sto pięćdziesiąt stron było już naprawdę całkiem niezłe. Wybuchy, jatka na statku, smok zerwany z uwięzi… Nie powiem, końcówka zdecydowanie na plus. 

Właściwie, to trochę minęłam się z prawdą, ponieważ sam początek również był ciekawy. (Środek wypadł zdecydowanie najgorzej.)

„Po co zajmować się wydumanymi potworami. Mamy ich dość w prawdziwym życiu.”

Zaklinacz ognia to jedna z nielicznych powieści, w której bohaterowie drugoplanowi podobali mi się znacznie bardziej niż ci odgrywający pierwsze skrzypce. Tak jak jeszcze Asha nawet polubiłam, to Jenna działała mi na nerwy. Denerwowały mnie jej górnolotne wypowiedzi, które brzmiały dziwnie w ustach szesnastolatki. Dodatkowo zachowanie, które nie podlegało żadnej logice, plus na domiar złego była dosyć nijaka. Ok, działała w ruchu oporu, ukrywała się przez lata, ale do samej powieści wniosła niewiele. Miałam wrażenie, że autorka nie do końca wiedziała co z nią zrobić, jak „rozpisać”. Był to bardzo wyraźny kontrast z charyzmatyczną Lilą Barrowhill. Tę dziewczynę polubiłam od samego początku! 

Kolejną ciekawa postacią był również Destin Karn. Mam wrażenie, że będzie w stanie mocno namieszać w kolejnych częściach Starcia królestw. Tajemniczy mag, który ma w sobie coś magnetycznego. (Mag – magnetycznego, dobra, może nie brzmi to najlepiej, jednak brakowało mi lepszego określenia.) 


„To najgorsza rzecz ryzykować swoim życiem dla kogoś, kogo się kocha. Jednocześnie to najlepsza rzecz na świecie… i warta tego ryzyka.”


Napisałam o drugoplanowych bohaterach i Jennie, jednak pominęłam trochę Asha. Szczerze powiedziawszy, to nie bardzo wiem jak go oceniać. Z jednej strony rozumiem jego postępowanie. Chęć zemsty długo w nim narastała i pchała go ku celu. Z pozoru wydaje się dorosły i dojrzały jednak momentami miałam wrażenie, że to całkiem inny bohater, bo postępował pochopnie i najchętniej, gdyby było to możliwe, człowiek by podszedł i walnąłby przez łeb. (Jak to zawsze mawiała moja babcia, przy takim idiotycznym zachowaniu: albo zmądrzeje, albo zgłupieje do reszty. Jeśli oglądacie Agentów NCIS to taką metodę przywracającą osobnika do porządku stosował agent Gibbs <3.) Mimo wszystko jednak Ash nie pozostał mi obojętny, tak jak to było w przypadku Jenny. Jestem ciekawa jak Chima rozwinie jego wątek w kolejnych częściach. 

Wspomnę tutaj jeszcze o bohaterze ,która mnie naprawdę intryguje od momentu, w którym tylko
pojawiła się w powieści. Jest nim mianowicie Evan Strabgward. Kim jest, jakie ma motywy? Cholera wie, ale mam przeczucie, że będzie jedną z kluczowych postaci. Epilog rozbudził moje zainteresowanie w tej kwestii jeszcze bardziej.

„Czasami dom jest jedynym miejscem, w którym można znaleźć uzdrowienie.”

Chciałabym napisać jeszcze kilka słów o samej okładce. Nie wiem czy wiecie, ale „robocza” okładka różniła się od wersji finalnej. Mnie osobiście od razu przypadła do gustu (tak, należę do okładkowych srok!). Tajemnicza, przyciągająca spojrzenia, magnetyczna. Czerń kontrastująca z klejnotem (?) wyglądała wręcz cudownie! Zakochałam się w niej. Obecna okładka, nie powiem, jest ładna i pewnie gdybym wcześniej nie widziała tamtej starej wersji, to prawdopodobnie spojrzałabym na nią łaskawszym okiem. Niestety, mam jej jednak trochę do zarzucenia. Po pierwsze, nie odzwierciedla treści książki, co według mnie jest naprawdę sporym zarzutem. Po drugie, jak na mój gust trochę za mocno przypomina okładkę Szklanego tronu. No szkoda... Podobały mi się natomiast smoki pod tytułami rozdziałów <3 

„Umrzeć jest łatwo. Utrzymać się przy życiu to prawdziwe wyzwanie.”

Jeśli zaś chodzi o samą historię, to powiem tak: nie jest tak źle. Gdyby tak wywalić połowę, to byłoby nawet nawet. Zamysł książki był naprawdę ciekawy. Mam jednak wrażenie, że autorka nie wykorzystała jednak całego potencjału. Tak po prawdzie, wykorzystała go w niewielkim stopniu. Jak pisałam już na samym początku, brakowało mi starć między wrogimi państwami. Jasne, rozumiem dlaczego ich nie było, ale jednak czułam niedosyt. 
Wielkim plusem natomiast okazało się tło polityczne. Ten wątek naprawdę był ciekawy i intrygujący. Tajemnice się nawarstwiały i zdecydowanie podnosiło to walory Zaklinacza ognia

Trudno cokolwiek powiedzieć o kreacji świata, bo akcja działa się tak naprawdę w trzech miejscach, więc na dwoje babka wróżyła jak to się rozwinie. To co miało zaskakiwać, niestety nie zaskakiwało, a rozwiązania kilku wątków można się było domyślić. 


„Chyba wciąż chodzę między życiem a śmiercią i próbuję zdecydować, na którą przejść stronę.”

Wątek miłosny jest niestety poniżej wszelkiej krytyki. Nie chcę pisać zbyt dużo, by nie zdradzić zbyt wielu spoilerów, powiem Wam jednak tylko tyle, że Jenna zarobiła tu kolejnego minusa. (Chociaż tak właściwie powinnam napisać autorka, ale skoro już wszystko i tak skupia się na naszej głównej bohaterce, to co mi tam.) Jej zachowanie było tak nieprawdopodobne, że aż brak mi słów. Wdzięczność, wdzięcznością, ale jednak wszystko ma swoje granice!


„Gdyby marzenia były rumakami, to żebracy byliby jeźdźcami.”


Podsumowując, książka wydaje mi się niedopracowana. Zdecydowanie przez zbyt długi czas wieje nudą i monotonią, a akcja zaczyna się zdecydowanie zbyt późno. Historia jest przegadana. Chima mogła zdecydowanie bardziej skondensować treść, co z pewnością wyszłoby na dobre. Do bohaterów również mam sporo „ale”. Główni bywają irytujący, pozostaje się obojętnym na ich los (Jenna). 
Plus natomiast za postaci drugoplanowe, które kradną główne show. Niektóre wątki niewykorzystane tak bardzo, że aż mnie to boli (fanatycy pijący krew, dążący do oczyszczenia). Myślę, że Zaklinacz ognia ma spore szanse spodobać się młodszym czytelnikom (tak 12+) oraz takim, którzy stawiają pierwsze nieśmiałe kroczki w fantastyce. Dla tych, którzy prawie nie wtykają nosa w nic innego, okaże się rozczarowaniem. To raczej takie niewymagające czytadło do poduchy. Książkę Chimy czyta się naprawdę szybko, co w sumie może zaskakiwać zważywszy na dłużyzny i brak akcji. Mogę pogratulować jednak autorce zakończenia, ponieważ nim przekonała mnie, bym sięgnęła po drugą część.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Otwartemu, Moondrive

2 komentarze :

  1. Wszyscy mają tę książkę, tylko ja się do niej ślinię. Ale po premierze to się zmieni :)
    Okładka bardzo podobna do tych S.J.Mass

    Buziaki,
    Karolina z lubieczytacrano.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dość podobne odczucia jeśli chodzi o tą książkę. Mi zabrakło rozwinięcia tła wydarzeń, dobrego wprowadzenia czytelnika w wykreowany świat. Wątek miłosny jest straszny.
    Co prawda Jenna nie denerwowała mnie aż tak, jak Ciebie - ale to pewnie dlatego, że traktowałam ją jak niemądrą dziewuszkę :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.