wtorek, 27 czerwca 2017

"Chemik" - Stephenie Meyer

Prawdziwy talent to ograniczone dobro. 


Powiedzmy, że nazywa się Alex. Tożsamość i imiona zmienia jak rękawiczki – pracuje dla amerykańskiej agencji rządowej, która jest tak tajna, że nawet nie ma nazwy. Alex zajmowała się przygotowywaniem substancji pomagających śledczym wydobywać zeznania od podejrzanych. Określenie nowoczesne metody tortur byłoby tu na miejscu.

Po zamachu na życie Alex, w którym ginie jej przyjaciel i zarazem współpracownik, kobieta zaczyna się ukrywać. Po kilku latach zgłasza się do niej kolega z departamentu, powierzając jej kolejne zadanie. Ma wynaleźć broń przeciwko zabójczemu wirusowi, by ocalić miliony amerykańskich obywateli. Czy to zasadzka, czy też rzeczywiście od wyjątkowych umiejętności Alex zależy życie wielu ludzi?

Postanawia zaryzykować i zgodnie z otrzymanymi wytycznymi porywa mężczyznę, który, działając na zlecenie mafii narkotykowej, zamierza wywołać epidemię. Najbardziej wymyślne tortury nie pomagają jednak zmusić rzekomego przestępcy do zeznań – zupełnie jakby był niewinny. Alex zaczyna dostrzegać kolejne nieścisłości w przedstawionej historii. Instynkt podpowiada jej, że prawda może być zupełnie inna. Czy przeczucie jej nie myli?
Stephenie Meyer zyskała wielką sławę dzięki wampirzemu cyklowi Zmierzch. Miliony osób na całym świecie zakochały się w „krwiożerczym” Edwardzie i „kudłatym” Jacobie oraz nieprawdopodobnym romansie. (W tym miejscu przyznam się, że sama uległam ich wpływowi. Ach te błędy młodości…) Później przyszedł czas na powieść sci- fi dla dorosłych, która jednak nie odniosła takiego sukcesu (aczkolwiek moim skromnym zdaniem Intruz jest znacznie ciekawszą propozycją). Teraz jednak przybywa z zupełnie nową „normalną” powieścią. „Chemik” to książka reklamowana jako thriller szpiegowski. Zabójcza agentka, wymyślne tortury… Gdzie się podziała dobrze znana wszystkim Meyer, u której był wręcz przesyt cukierkowej, niemożliwej miłości?!

Cóż, okazało się, że wciąż jest z nami. Wątek romantyczny jest niemal tak niewiarygodny jak w
poprzednich powieściach autorki (chociaż, nie wiem czy słowo „niemal” jest tu rzeczywiście potrzebne). Jednak ja się pytam, gdzie są tacy faceci jak Daniel?! (Wciąż podejrzewam, że miał jakieś zaburzenie… jednak niegroźne dla społeczeństwa, więc i tak chętnie takiego przygarnę.) I czy w ogóle istnieją… Szczerze powiedziawszy wątpię… (ale z reguły jestem sceptyczna, wiec, kto wie…)

Nie zapominajmy jednak, że Chemik miał być powieścią pełną akcji, a nie miłosnych uniesień! Niestety Stephenie Meyer z uporem maniaka wraca do cukierkowych scenek. Chciałoby się zapytać: dlaczego?!

Czy w powieściach szpiegowskich nie chodzi o wielkie pościgi, emocjonujące zwroty akcji, teorie spiskowe i nawarstwiające się napięcie, które w punkcie kulminacyjnym ma sięgnąć zenitu?

Autorka najwyraźniej miała własną wizję…

Jeśli zaś chodzi o samą historię… Chyba nie mogło być nic bardziej oczywistego… Zbuntowany agent, który pracował dla tajnej agencji rządowej… Wyrok śmieci, który ciąży nad jego głową… Ucieczka, intryga na szczytach władzy i zemsta… Liczba trupów rośnie co któryś rozdział, a nowoczesna broń jest atutem bohatera…

Tak, te wszystkie znane schematy wykorzystała również Stephenie Meyer. Jasne, są lubiane i stosowane przez wielu autorów, jednak ci z reguły dogadają co nieco od siebie. Tutaj niestety nie znalazłam tej szczypty oryginalności.

Czuję się, jakbym czekał na to cały wiek. Jakby czas stracił ciągłość. Każda sekunda z tobą liczy się bardziej niż dni życia, zanim cię poznałem.

Intryga, którą wymyśliła autorka może i nie stoi na najwyższym poziomie, ale jest całkiem ciekawa. Mimo że początkowo trudno jest wkręcić się w historię, późnej czas przy książce nie jest czasem całkowicie straconym. Pierwsze sto stron jest „trudne”… Zdecydowanie przegadane i nudne. Później sytuacja się poprawia. Meyer zamiast skupić się na rozwinięciu wątku akcji wraca jednak do melodramatycznego i ckliwego wątku miłosnego. Wiem, że się powtarzam, ale to naprawdę było irytujące. Zamiast skupić się na akcji, która biegła torem równoległym i mogła być bardzo, ale to bardzo emocjonująca, ona tkwiła na farmie i prowadziła sielankowe życie… Grrr….

Wielkim plusem książki okazały się jednak sceny między Alex a Kevinem. Ten duet naprawdę jest bardzo zabawny.

Jeśli jesteśmy już przy Kevinie. Jest to zdecydowanie moja ulubiona postać z całej książki. Enigmatyczny, zdecydowany, z poczuciem humoru. Zawsze potrafi wymyślić ciętą ripostę. Do tego świetny żołnierz, znakomity szpieg i przystojniak. Czego chcieć więcej?? :D Powiem Wam – większej liczby wątków. Zdecydowanie stracony potencjał…

Główna bohaterka też nie jest zła. Chociaż na dłużej z pewnością nie zostanie mi w pamięci. Daniel to natomiast wyidealizowany ideał. Jedyne, czego mu brakuje to kasa… Poza tym to spełnienie większości kobiecych pragnień…

Chemik to naprawdę opasłe tomisko liczące sobie prawie sześćset stron. Prawdę powiedziawszy można by wywalić co najmniej 1/3 a historia by na tym nie straciła, a wręcz przeciwnie – mogłaby sporo zyskać. Meyer wciąż ma tę wnerwiającą tendencję do opisywania szczegółowo najmniejszych rzeczy. Owszem jest to może plus, kiedy poznajemy szczegóły pracy głównej bohaterki, jednak kogo interesuje drobiazgowy opis łazienki… Pierwsze +/- 80 stron jest naprawdę nużące… 


Tak! Paranoja jest dokładnie tym, o co nam chodzi! Paranoja jest dobra.

Możecie się ze mnie śmiać, proszę bardzo, jednak moje serce w całej tej historii skradła słodka bestia
o imieniu Einstein. O kim mowa? O niesamowicie inteligentnym, czarnym owczarku niemieckim. To kudłate bydle, zdecydowanie zabiera uwagę od „ludzkich” bohaterów historii i nie sposób go nie pokochać. Psiarze znajdą więc coś dla siebie. Wątek z czworonogami, w moim odczuciu zdecydowanie poprawia ocenę książki. Ot, taka przyjemna odskocznia. (Powiedziała właścicielka czarnego owczarka :D)

Mimo swojej grubości, książka jest zrobiona solidnie. Co najważniejsze nie rozkleja się i całkiem przyjemnie się ją czyta. Atutem jest też zapewne okładka. Prosta a jednocześnie bardzo wymowna. Przychodzi mi do głowy określenie „sterylna”, które w tym wypadku pasuje całkiem nieźle.

Podsumowując: Chemik nie wnosi nic nowego do gatunku. Niestety szpiegowskie thrillery nie wzbogaciły się o zachwycającą pozycję, na której mogliby wzorować się młodzi autorzy. Muszę jednak przyznać, że sam zawód wykonywany przez Alex został opisany w sposób ciekawy. Szkoda jednak, że Meyer tak mało czasu poświęciła temu wątkowi. Patrząc na całokształt, książka może okazać się całkiem przyjemną, lekką lekturą (pomińmy aspekt wagi, bo tu już sprawa wygląda nieco inaczej). Jeśli jednak ktoś z Was liczy na sceny trzymające za serce, to raczej nie ma co po nią sięgać. Raczej dla nowicjuszy, próbujących zapoznać się z gatunkiem oraz dla czytelników, którzy lubią wyraźne wątki romantyczne przewijające się na kartach powieści. Zaufajcie mi i nie porzucajcie książki po pierwszych kilkudziesięciu stronach, bo może was zaskoczyć, a nawet wciągnąć. 

Za książkę dziękuję Sztukater.pl

sztukater.pl


2 komentarze :

  1. Jakoś zupełnie nie mam na nią ochoty. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli bardzo dobrze zrobiłam, że po nią nie sięgnęłam. A nie powiem, bo mnie kusiła

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.