Strony

środa, 21 marca 2018

„Paradoks” - opowiadanie autorskie

~ *** ~

- Lepiej stąd odejdź, póki jeszcze masz okazję. – Cichy, twardy niczym stal kobiecy głos, rozbrzmiał 
w niewielkim pokoiku oświetlonym blaskiem księżyca. W wielkim lustrze oprawionym 
w ornamentową ramę odbijało się nie tylko jej oblicze. Przy oknie majaczyły cienie, które powoli przyjęły postać mężczyzny. 

- Nie wiedziałem, że Jadwigórowie są w stanie nas dostrzec, jeśli się o nas nie przewrócą. – Szyderczy głos idealnie komponował się z kpiącym uśmieszkiem, który pojawił się na jego przystojnej twarzy. Szafirowe oczy lśniły nienaturalnym blaskiem, długie krucze włosy okalały kwadratową szczękę przybysza. Trzymając ręce w kieszeniach zrobił krok do przodu, potem drugi. Wtedy i na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Dziewczyna pstryknęła palcami. Nagle pokój rozświetliły płomienie, które buchnęły pod sufit. Demon rozejrzał się. Dostrzegł, że stał w środku pentagramu – uwięziony. 

- Ostrzegałam – powiedziała i rzuciła fiolkę, która stłukła się u stóp mężczyzny, skwiercząc. Demon zaśmiał się gorzko. 

- Myślisz, że to jest w stanie mnie zniszczyć? 

- Myślę, że zniweluje twój smród, zanim rozniesie się po całej konkatedrze. 

- Nie wiedziałem, że możecie parać się magią, kiedyś to było zakazane. Dawni mistrzowie uważali, 
że kala to dusze ich świętych wojowników. Osoby takie jak ty, ginęły na stosie. 

- Nowe realia wymagają radykalnych środków. Rozpełzliście się po świecie niczym zaraza, zabijając 
i płodząc małe kreatury, które nie powinny istnieć. Czego się spodziewaliście, że złożymy broń?! Damy wam wolną rękę? Mów, czego chcesz?! Nie mam czasu na bezsensowne gadki, zaraz winobranie. 

- Dziwne te wasze zwyczaje. Zbierać winogrona nocą to chore niemal tak samo jak wiara, że dzięki temu zyskują magiczną moc. A to nas posądzają o fanaberie… Spójrz na siebie, w takiej sukience nie musiałabyś się starać, by zbałamucić jakiegoś chłopa – czy to śmiertelnika, czy demona. 

Jego lubieżny wzrok przemknął po sylwetce dziewczyny, zatrzymując się na jej krągłościach. 

- Jak cię zwą? – zapytała, podchodząc do niego. 

- Dalegor. Jednak nie łudź się. Znajomość mojego imienia nie pomoże ci w odesłaniu mnie do piekła. 

Kobieta weszła w magiczną pułapkę i delikatnym ruchem dłoni powiodła po jego ręce aż do ramion. Zdziwiła go jej zuchwałość, kiedy stanęła za nim i szepnęła mu do ucha: 

- Tak więc, Dalegorze, czego pragniesz? Mojej śmierci? 

Odwrócił się i stanął tak blisko, że ich twarze dzieliły milimetry. 

- Przyszedłem cię ostrzec. 

Zaśmiała się. 

- Demon mający dobre pobudki to coś nowego. 

- Od pewnego czasu z waszym mistrzem dzieją się niepokojące rzeczy. Stał się bardziej drażliwy 
niż zwykle, otacza go dziwna aura, nie demoniczna, ale też nie kapłana czy zwykłych ludzi. Wpada 
w transy i często znika. Czujesz, że coś jest nie tak. Widziałem to, widziałem twoje zaniepokojone spojrzenia, widziałem też, że czasem próbujesz go śledzić. 

- Skąd ty… 

- Bo też go śledziłem, chociaż gdy zorientowałem się, że ty również to robisz, przerzuciłem się 
na ciebie. Widoki były o wiele lepsze. 

- Dlaczego to robiłeś? 

- Ponieważ czułem, że coś jest nie tak. Twój mistrz wdepnął w niezłe gówno, a koszty jego zabawy 
w boga poniesie cały świat, jeśli uda mu się doprowadzić swoje szaleństwo do końca. 

- Ciekawa teoria, chętnie usłyszę więcej. Teraz jednak muszę cię opuścić. 

Kiedy wychodziła z kręgu, płomienie rozprzestrzeniły się, rozdzieliły na małe błyskawice, tworząc ognistą klatkę połączoną ogniwami. Złapał ją za rękę. Musiał czuć niewyobrażalny ból, kiedy ogień trawił jego ciało, jednak nie puścił jej. 

- Dziś w nocy kapłan da wam do wypicia wino i obdaruje was kamiennymi naszyjnikami. Nie zakładaj go i nie pij wina. Te dwa połączone ze sobą składniki, po wypowiedzeniu formuły zabiją wolną wolę. Staniecie się marionetkami w rękach szaleńca. Narzędziami dążącymi do powolnego upadku świata. 

W jej oczach przez krótką chwilą zagościł niepokój. Spojrzała wymownie na jego poczerniałą dłoń. Puścił ją. Kiedy ruszyła do wyjścia, znów usłyszała za sobą jego głos. 

- Żywio, nie wiem, czy utracone dusze da się przywrócić, a więc, jeśli łaska, wróć tutaj razem z nią. Twoja śliczna buźka sama w sobie na nic mi się nie zda, chyba że chcesz poznać inne moje zdolności… 

Słysząc swoje imię, zamarła z ręką na klamce. Znów był bezczelnym demonem. Jednak coś w jego słowach zasiało w niej wątpliwości. Od dawna z niepokojem przyglądała się zachowaniu Mistrza. Znała go od dziecka. Wychował ją, kochał niemal jak własne dziecko, ostatnio jednak był inny. Zdystansowany, oschły, skupiony wyłącznie na sobie. Nie był przemiłym mędrcem, którego tak dobrze znała. Przemierzając długi korytarz, ucieszyła się, że dotarła w końcu do wyjścia. Chłodne powietrze przyjemnie otrzeźwiło jej umysł i przegnało z myśli demona. Ruszyła krętą ścieżką w stronę winnicy. Dziwne, że zwyczaj zbierania winogron przetrwał, kiedy tak wiele się zmieniło – gdy świat zadrżał w posadach, a później runął, by powstać z popiołów. To było wiele lat temu. Słyszała te opowieści od Mistrza. Wszyscy je znali. Jawiły się w świadomości ludzi jako mity, tak nierealne, że aż nieprawdziwe. W sierpniu 2017r. w bardzo bliskiej odległości od Ziemi przeleciała inna planeta. Ponoć miała być niegroźna. Mówi się jednak, że coś było z nią nie tak, że im bliżej Ziemi była, tym bardziej niszczycielska stawała się jej siła. Trzęsienia ziemi, tornada i wielkie tsunami ogarnęły cały świat, osiągając tak wielką siłę, jak żadne wcześniejsze. Największe zdobycze cywilizacyjne przestały istnieć. Ludzkość stopniowo wymierała – zaraza i głód zbierały obfite żniwo. Ludzie odrzucili wiarę w Boga i powrócili do dawnych wierzeń. Nic dziwnego, skoro ten nowy świat niósł ze sobą demony, które zaczęły wychodzić z pęknięć powstałych w czasach kataklizmów, a co jakiś czas słyszało się, że ten czy inny mędrzec widział Welesa, Mokosz czy nawet Światowida. Magia powróciła i stała się podporą w mrocznych czasach, które nastały w świecie po. Tutaj, w Zielonej Górze, powstał zakon Jadwigórów – Wojowników Światła, którzy mieli stawiać czoła wszelkiemu złu. Konkatedra została przerobiona na ich twierdzę, a miejsce tam znajdowali tylko wybitnie uzdolnieni. Wspomnienie Mistrza, który znalazł ją przy bramie miasta żebrzącą o jedzenie, przypomniało kobiecie miłe chwile, które nastały potem. Miała dom. Pierwszy raz w życiu nie była głodna i czuła się bezpieczna, bo on coś w niej dostrzegł, bo ją przygarnął. Jak miała odwrócić się od człowieka, który był jej niczym ojciec?! 

Radosne śpiewy wyrwały ją z nostalgicznego nastroju i przywróciły do rzeczywistości. Trwało winobranie. Czas zabawy. 

- Oho, kogo my tu mamy. Jak zwykle spóźniona. Powiedz mi, słońce, czy chociaż raz w życiu przyszłaś na czas? – głos Pomira przebił się przez hałas z winnicy. Jego usta odnalazły jej. 

- Przecież dobrze wiesz, że uwielbia być w centrum uwagi. Prędzej by umarła, niż skalała się skromnością czy pracą. 

- Ciebie również miło widzieć, Niedanie. Wiesz przecież, że bardzo cię szanuję i nigdy nie chciałabym cię zawieść. 

W wypowiedź włożyła tyle słodyczy, że Pomir, choć naprawdę próbował, nie mógł powstrzymać parsknięcia. Wziął ją za rękę i pociągnął w kierunku sceny. 

- Chodź, zaraz się zacznie. 

Dołączyli do innych członków zakonu. Pracownicy winiarni roznosili kieliszki z winem. Co roku pili trunek z poprzednich zbiorów, by przypomnieć o tradycjach i historii. Żywia z przyzwyczajania sięgnęła po kieliszek, jednak przypomniały jej się słowa Dalegora. Przekonywała siebie, że to głupie. Jak demon mógł tak bardzo zasiać w niej zwątpienie w człowieka, którego znała i kochała?! Podświadomie czuła jednak, że mógł mieć rację. Na scenę wkroczył Mistrz. Wszyscy ucichli. 

- Witajcie, moi drodzy. Jak co roku spotykamy się tutaj, by zbierać plony i czcić bogów za okazane łaski. Dziś jednakże chciałem wam dodatkowo podziękować za wasze oddanie i niezłomność w walce 
ze skalanymi. Mam upominek. 

Przez tłum członków zakonu zaczęły przeciskać się dzieci. Jedno z nich wcisnęło w rękę Żywii mały kamień. Dziewczyna próbowała mu się przyjrzeć. W kiepskim świetle pochodni zdołała dostrzec, że jest barwy czerwonego wina, ale miała dziwne wrażenie, że coś prześlizguje się w środku. Jakby to nie był zwykły kamień. Schowała go do kieszonki w sukience. W ostatnim momencie złapała Pomira za rękę, zanim zdążył założyć wisior. 

- Nie rób tego – szepnęła. – Później wyjaśnię. 

Spojrzał na nią zdziwiony, ale schował podarek. W zebranym tłumie toczyły się ciche rozmowy. Wszyscy komentowali niezwykły dar. 

- Teraz wznieśmy kielichy i wypijmy za wasze dusze. By zawsze były podporządkowane walce w słusznej sprawie, by ich służba nigdy się nie skończyła. Ku chwale bogom. 

- Ku chwale! – odkrzyknął tłum. Jadwigórowie wznieśli kielichy i spełnili toast. 

Pomir skrzywił się po pierwszym łyku. 

- Co to za cholerstwo?! Ciesz się, że nie pijesz. Nigdy nie miałem w ustach niczego równie obrzydliwego… 

Żywię rozśmieszyła jego mina. 

- A teraz bawcie się, moi drodzy. Uczcijmy bogów jak należy. – Po raz ostatni usłyszeli głos Mistrza, który już zszedł ze sceny. 

- Tak właściwie, dlaczego nie pijesz? – zapytał Pomir zdumiony. 

- Kiepsko się czuję. 

- Czy ty?… 

- Co?! Nie, nie jestem w ciąży, jeśli o to pytasz. To przemęczenie, nic więcej. 

Popatrzył na nią zaniepokojony, jednak nie drążył tematu. Wziął ją za rękę i pociągnął w krąg tańczących. Po kilku tańcach wyswobodziła się z jego objęć i wróciła do pokoju. Gdy otworzyła drzwi, z trudem udało się jej pohamować śmiech. Demon siedział w ognistej klatce, medytując. 

- Nie wiem, czy to ty, z którą rozmawiałem zanim wyszłaś, ale przyszedł mi do głowy bardzo ciekawy pomysł na sprowadzenie twojej duszy z powrotem. Myślisz, że seks ze mną byłby wystarczającą motywacją, by tu wrócić i skopać mój zgrabny demoniczny tyłek? 

Mówił to, nie patrząc na dziewczynę, a jego poważny głos sprawiał, że nie wiedziała czy żartował, czy mówił serio. 

- Naprawdę musiał mi się trafić demon erotoman z samarytańskimi odruchami? 

Uśmiechnął się delikatnie, ale jednocześnie drapieżnie. Żywia nie wiedziała, w jaki sposób mu się 
to udało. 

- Czuję, że coś się zmieniło. Jakaś mroczna siła krąży wokół ciebie – powiedział. 

Żywia sięgnęła do kieszeni sukienki i wyjęła czerwony kamień. 

- Wiesz, co to? 

- Możliwe. 

- Mów! 

Wstał i popatrzył jej w oczy. W jego własnych czaiło się wyzwanie. 

- Ktoś tu lubi wydawać rozkazy. Muszę przyznać, że nawet mi się to podoba. Zawrzyjmy umowę. Powiem ci, co wiem, ale ty wypuścisz mnie z tej cholernej klatki. Nie to, żebym nie lubił ognia, ale zdecydowanie bardziej podoba mi się podsycanie płomienia, niż bycie jego pożywką. 

- Najpierw opowiesz mi o naszyjniku. 

- Nie. 

Kobieta wykonała skomplikowany ruch ręką i z ognistej klatki wystrzeliła błyskawica, która trafiła Dalegora w rękę. Demon syknął z bólu. W tym samym czasie drugi piorun, mniej naładowany mocą, uderzył go w pośladek. Gdy na nią spojrzał, jego wzrok również mógłby miotać pioruny. 

- Ostra, lubię takie. Niech będzie, opowiem o naszyjniku, ale potem mnie wypuścisz, OK? 

- W takim razie mamy umowę. 

- Ten kamień nie jest zwykłym granatem. Jeśli się przyjrzysz, zobaczysz, że coś porusza się wewnątrz niego. To krew. Został nasycony krwią swego wytwórcy, by podporządkować sobie wolę człowieka, który go nosi. Nie można z tym walczyć. Zdjęcie kamienia, gdy już raz się go założyło, nie odczyni czaru. Jesteś pustym naczyniem podporządkowanym woli stworzyciela. 

Żywia patrzyła na kamień, który trzymała w ręce. Jeśli Dalegor mówił prawdę, dziś odeszło bardzo wielu bliskich jej ludzi. Chwilowo jednak uczepiła się myśli, że kłamie, że próbuje ją oszukać, że to wszystko nie może być prawdą. Przecież Bolemir nie mógłby posunąć się do czegoś takiego. 
Był dobrym człowiekiem… 

- Jak zachowuje się człowiek, kiedy jest pod wpływem uroku? 

- Początkowo nie widać zmiany, nie poznałabyś, że coś jest nie tak. Ewentualnie mogłabyś coś wyczuć. Wydawaliby ci się bardziej mroczni niż zazwyczaj. Dopiero kiedy zostają zmuszeni do wypełnienia woli swego pana, zmieniają się w bezmyślne zabawki. 

Płomienie zaczęły się cofać i tylko dwie świeczki nadal się paliły. Krąg został przerwany. Pokój ogarnął półmrok. 

- Zastanawiałem się, czy dotrzymasz słowa. 

- Zastanawiałam się, czy to zrobić. 

Usiadła na łóżku, wciąż ściskając w dłoni zaczarowany wisior. Pobielały jej knykcie, a skóra naciągnęła się nienaturalnie. Demon podszedł i wyciągnął się koło niej. 

- Powiedziałeś, że Bolemir bawi się w boga. Co miałeś na myśli? 

Westchnął ciężko. 

- Setki lat temu, wkrótce po przyjęciu chrztu przez Polskę, ludzie buntowali się przeciwko nowej religii i wciąż w tajemnicy czcili starych bogów. 

- Poczekaj, masz zamiar edukować mnie teraz z historii?! 

- Zamknij swoją piękną, aczkolwiek wyszczekaną buzię, i słuchaj do końca. Jeden z tamtych kapłanów nawiązał kontakt z czymś znacznie starszym i potężniejszym, z istotą, której obawiają się sami bogowie. Jeśli uwolni się ją z kajdanów, dokończy dzieła zniszczenia, które przed niemal dwustu laty rozpoczęła ta nieszczęsna planeta. W tej konkatedrze były ukryte dwie starożytne księgi. Jedna skrywała tajemnice przywołania, druga – rytuały odegnania. Pierwszą ma już wasz najwyższy kapłan; drugiej nie mógł dotknąć, ponieważ mogą wykorzystać ją jedynie połączone siły światła i ciemności, bo właśnie one poprzednio ją zapieczętowały. Dziś w nocy, gdy dzwon wybije trzecią trzydzieści, twój mistrz przywoła bezimienne bóstwo. Nie ma szans, by temu zapobiec. Możemy tylko odegnać je z powrotem do otchłani, ale do tego potrzebuję twojej pomocy. Sam nie zdobędę księgi. 

- Mówisz to tak, jakby to była bajka na dobranoc, a nie walka przeciwko zniszczeniu świata. 

- Uda się albo nie. Proste. Chociaż czuję się mile połechtany faktem, że mi wierzysz. Może 
to przypieczętujemy? 

Uśmiechając się z błyskiem w oku, wyciągnął dłonie w jej kierunku i objął ją w talii. Ich ciepło nieco 
ją rozluźniło. 

- Nie powiedziałam, że ci wierzę, mam zamiar to sprawdzić. 

Wyswobodziwszy się z jego objęć, ruszyła do wyjścia. 

- Zawołaj, gdy wrócisz. Przybędę. 

Skinęła na znak, że usłyszała jego słowa. Wyszła z pokoju, a później z konkatedry. Musiała udać się do budynku, który kiedyś był plebanią. Bolemir nie mieszkał z innymi. Jako Mistrz mógł mieszkać sam. Jej uwagę zwróciło okno w piwnicy. Niewielki strumień światła sugerował czyjąś obecność. Wykonała gest ręką i za pomocą magii minimalnie odsłoniła zasłonkę. Teraz mogła coś zobaczyć. Mistrz stał w czarnej pelerynie przed wielkim kotłem. Nucił jakąś smutną pieśń w języku, którego nie znała. Z kotła zaczął unosić się szaro – czerwony dym. Śpiew Bolemira nabrał mocy. Dziewczyna miała wrażenie, że jej magia na niego odpowiada, że jeszcze trochę, a wbrew sobie opuści kryjówkę i dołączy do Mistrza. Wpatrywała się w niego jak urzeczona. Nie mogła oderwać wzroku, kiedy zrzucił pelerynę i stanął nagi przed kotłem. Nie mogła przestać patrzeć, kiedy wyciągnął dłoń i zrobił głębokie nacięcie, a jego krew wpływała wprost do naczynia. W lustrze widziała odbicie jego twarzy, jego ekscytację i euforię. Widziała, jak z kotła wynurza się dziwna, bezkształtna istota. Pomieszczenie gwałtownie pociemniało, a temperatura spadła o kilkanaście stopni. Mimo że ogień pod kotłem zgasł, istota promieniała dziwnym blaskiem. Żywia widziała, jak bóstwo rośnie, jak otacza Mistrza ze wszystkich stron, a potem wnika w niego, w jego ciało. Oczy Bolemira zrobiły się czarne; nie było tęczówek, nie było białek, sama czerń… To trwało tylko chwilę, ułamek sekundy… Osoba, która znajdowała się przed kotłem, nie była już człowiekiem. Mistrz stał dumny i wyprostowany, jakby nadwątlone wiekiem siły zostały nagle odbudowane. Cienie pełzały po jego skórze, a niezwykły blask zaczął przygasać. Dziewczyna, najciszej jak potrafiła, uciekła z tamtego miejsca. Nie wiedziała, jak dotarła do pokoju. Jednak kiedy tylko przekroczyła jego próg, zaczęła się trząść. Łzy bezwiednie popłynęły po policzkach… 

- Dalegor – szepnęła. Nic się nie stało. – Dalegor – powiedziała głośniej, z rozkazem w głosie. Tak jak poprzednio, zauważyła cienie gromadzące się przy oknie. Po chwili stał tam już demon. Nic nie mówiąc, podszedł i objął ją, przyciskając do siebie. Wtedy rozpłakała się jeszcze bardziej. Uświadomiła sobie bowiem, że człowiek, którego traktowała jak ojca zginął, że stworzył armię wojowników, marionetek podległych bezimiennemu bóstwu. Nie tak powinno być. On miał bronić ludzi, walczyć z demonami… 

Dalegor zaczął scałowywać jej łzy. Delikatnie sunął palcami po jej talii. W końcu namiętnie ją pocałował. Tak ją to zaskoczyło, że uległa, oddała pocałunek i wplotła mu palce we włosy, przyciągając go mocniej. Jęknęła cicho. Gdy zorientowała się, co robi, odepchnęła go. Na twarzy demona widniał zadowolony uśmieszek. 

- Świnia! – warknęła do niego. 

- Przynajmniej przestałaś się mazać. Wiem, że niektórzy faceci uważają, że płaczące kobiety mają w sobie coś pociągającego, ale ja zdecydowanie do nich nie należę. Przyznaj, podobało ci się. 

Choć była na niego wściekła, w pewnym stopniu przywrócił jej równowagę. Zamiast się mazać, zaczęła jasno myśleć. Musiała również przyznać, że podobało jej się, jak całował – z wielką pasją i zapamiętaniem. 

- Rozumiem, że moje słowa się potwierdziły, a co za tym idzie, że mi pomożesz. 

- Miałeś rację – przyznała niechętnie. – Nadal ci nie ufam, ale pomogę. Ten twór nie powinien istnieć. 

- W takim razie chodźmy. 

- Nie. Zrobimy to rano. Teraz ktoś mógłby nas nakryć. 

- Mówiąc „to”, masz na myśli… 

- Znalezienie księgi i odesłanie tego cholerstwa tam, skąd przyszło. 

- Szkoda. 

- Dobranoc, Dalegorze. 

- Jesteś pewna, że nie będziesz potrzebowała silnego, męskiego ramienia? 

- Zawołam cię rano. 

- Nie jestem chłopcem na posyłki. 

- Szkoda, tak dobrze sprawdzasz się w tej roli. 

Przygryzła wargę, ale nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęła się do niego. W momencie, w którym zaczął się znikać, zauważyła, że puścił do niej oko. 

Długo nie mogła zasnąć. Jej myśli krążyły wokół jutrzejszego dnia. Zastanawiała się, co może się wydarzyć, co może pójść nie tak. Czego będzie wymagał rytuał odegnania… To na pewno nie będzie nic łatwego. Tego była pewna… Ranek zdecydowanie nadszedł zbyt szybko. 

- Dalegorze – powiedziała. Nie musiała czekać długo. Pojawił się tuż za nią, objął w pasie i cmoknął w szyję. W ostatniej chwili udało mu się uniknąć łokcia zmierzającego wprost w stronę jego brzucha. Zaśmiał się cicho i otworzył drzwi. 

- Panie przodem. 

Żywia wyszła i ruszyła tam, gdzie kiedyś stał ołtarz. Demon jednak złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Stanęli przed ścianą świątyni uważaną za najstarszą . Dalegor zaczął obluzowywać kilka cegieł. Z powstałej wnęki wyjął niewielką szkatułkę. 

- Powiedziałeś, że księgę mogą znaleźć jedynie połączone siły światła i ciemności, a sam to zrobiłeś. 

- Powiedziałem, że wykorzystać mogą ją jedynie takie osoby. Znaleźć mógł ją każdy. Tylko na nic by mu się to zdało, bo nie mógłby z nią odejść. Daj rękę. 

Przykucnęła koło niego i podała mu dłoń. Ni stąd ni zowąd, w jego dłoni pojawił się mały sztylet. Szybkim ruchem naciął jej nadgarstek. 

- Au. Oszalałeś?! 

- Nie. Szkatułka wymaga ofiary. 

- Mogłeś naciąć mi palec, a nie od razu próbować podciąć mi żyły – warknęła na niego. 

Szybko naciął również swój nadgarstek, a na szkatułkę pociekła czarna krew. W zetknięciu z jej krwią pudełko rozświetliło się, a wieko odskoczyło do góry, ukazując niewielką książeczkę oprawioną w skórę. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, skrzypiąc przeraźliwie. Dalegor zaczął znikać. Zdążył wcisnąć jeszcze cegły wraz ze szkatułką na swoje miejsce i już go nie było. Mówiono, że demony nie mogły przebywać w kościele, a jednak ten mógł nawet korzystać z mocy… Paradoks… Do nawy wpadł Wolrad. 

- Żywio, Mistrz cię wzywa. Nie wiem, co zrobiłaś, ale jest strasznie wkurzony, delikatnie rzecz ujmując. Masz się u niego natychmiast wstawić. 

- Dobrze, dziękuję za wiadomość. 

- Ręka ci krwawi – powiedział mężczyzna. Podszedł do Żywii i owinął jej dłoń chusteczką. – Teraz lepiej. Nie wzbudzi tak wielu podejrzeń. 

Kobieta uśmiechnęła się do niego i szybkim krokiem ruszyła do domu Mistrza. Zapukała do drzwi. 

- Wejść – odpowiedział jej szorstki głos. 

Kiedy znalazła się w pomieszczeniu, zauważyła, że ktoś niedawno tu był. Pusta szklanka, odsunięte krzesło. 

- Siadaj. 

Żywia pokornie wykonała polecenie. Spod długich rzęs śledziła ruchy istoty, która przejęła ciało jej dawnego Mistrza. 

- Doszły mnie niepokojące słuchy, którym niestety muszę zawierzyć. 

- Mogę się dowiedzieć, jakie? 

- Sypiasz z demonem. To plugastwo, którego nie mogę puścić płazem. Od lat przymykałem oczy na twoje czarodziejskie wybryki, jednak teraz posunęłaś się za daleko. 

- Może pozwolisz mi wyjaśnić? Chciałabym się skonfrontować z osobą, która naopowiadała ci takich kłamstw. 

Do pokoju wpadł Niedan. W tym samym czasie Mistrz wyjął małą książeczkę, a Żywia się zaśmiała. 

- Jeśli on ci podał taką rewelację, to niestety muszę przyznać, że jest kiepskim źródłem informacji. 

- On może i owszem, jednak mam lepszego informatora. Poza tym, to jest niezbity dowód. – Rzucił przedmiot na biurko. Głośno huknęło. 

Dopiero teraz kobieta dokładniej przyjrzała się książeczce. Rozpoznała ją. Nie wierzyła własnym oczom. Patrzyła na książkę, którą niedawno trzymał Dalegor. A więc ją zdradził. Perfidnie wykorzystał, a ona, głupia, mu wierzyła. Zaufała pieprzonemu demonowi! Czy można zachować się bardziej nierozważnie? 

- Dał mi ją przed chwilą nasz wspólny znajomy. Swoją drogą, dziękuję ci za to, że ją dla mnie zdobyłaś. Teraz jednak wybacz, muszę zająć się ważniejszymi sprawami. Niedan odprowadzi cię do lochu. Wieczorem spotka cię kara. 

Niedan podszedł i chwycił ją za ramię, pociągając w swoją stronę. 

- Skażesz mnie bez sądu? – zapytała. 

- Nie zasługujesz na sąd. Trucizna, która toczy się z twoich słów, mogłaby skalać członków zakonu, 
a nie mogę na to pozwolić. 

- Co zatem ze mną zrobisz? 

- Och, nie wiesz co się dzieje z dziwkami demonów? Z czarownicami? One płoną… 

Oczy dziewczyny zrobiły się wielkie jak spodki. Ogarnęło ją przerażenie. Jeśli zamkną ją w więzieniu, niebo zobaczy tylko podczas egzekucji. Musi spróbować się uwolnić. Kiedy wyszli na zewnątrz zaatakowała. Wykręciła rękę i krzyknęła z bólu. Bark wypadł jej ze stawu. Uklęknęła i podcięła Niedana. Wylądował z głośnym jękiem tuż obok niej. Szybko wyprowadziła kopniaka w brzuch kolegi. Przeturlała się na bok, by oddalić się z zasięgu jego ciosów. Wtem nagła fala bólu rozlała się w jej kolanie. Dziewczyna złapała je, próbując nieporadnie wstać, lecz drugi cios - w szczękę - skutecznie zniweczył jej wysiłki. Runęła na bruk. Nie widziała napastnika. Jak mogła go nie zauważyć?! 

- Znam twoje słabe punkty. Nie uciekniesz mi. 

Znajome ręce poderwały ją za włosy do góry. Krzyk wydarł się z jej gardła, nim nawet spróbowała go powstrzymać. 

- Dlaczego? – szepnęła zdławionym głosem. 

- Jeszcze śmiesz zadawać mi to pytanie?! Pieprzysz się z demonem. Wolisz go ODE MNIE?! Naprawdę myślałaś, że się nie dowiem? Widziałem was wczoraj. Wróciłem, bo się o ciebie martwiłem, a co zastałem? Dziwkę! – Krzyczał tak głośno, że usłyszeli go zapewne wszyscy członkowie zakonu. – Nie mogę na ciebie patrzeć! 

Pomir ciągnął kobietę za sobą, nie bacząc na to, że sprawia jej okropny ból. Kolano miała wygięte pod dziwnym kątem, wybity bark zwisał bezwładnie, a twarz puchła coraz bardziej. Kiedy dowlókł już ją do więzienia, wrzucił do najgorszej celi. Wysysacza. Celi, która „żywiła” się więźniem i była dlań powolną śmiercią. Pożerała nie tylko magiczną energię. Wraz z nią wysysała również esencję życia. Siły opuściły ją niemal całkowicie. Nie mogła zrobić nic. Adrenalina przestała krążyć i mobilizować ją do działania. Nawet ona ją opuściła. Ostatkiem sił dziewczyna nastawiła sobie bark, uderzając nim o ścianę. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i… poleciała w mrok. 

Gdy się ocknęła, poczuła, że ją związano. Wiedziała również, że jest na dworze. Zimne podmuchy chłodziły jej zranioną twarz. Zbliżał się koniec. Słyszała rozbrzmiewające dookoła szepty. Trudno było jej się skupić; nie rozróżniała innych słów oprócz swojego imienia. 

- Żywio, bardzo mi przykro. Nie wierzę, że zasłużyłaś na taki los. – Cichy los Wolrada rozległ się tuż przy jej uchu. – Teraz muszę pomóc ci wstać. Pokaż im, jaka jesteś silna. Ten ostatni raz. 

Czuła się koszmarnie, jednak słowa otuchy dodały jej odwagi. Nie ukorzy się przed Bolemirem. 
Nie okaże słabości, pójdzie na stos z podniesioną głową. Gdy Wolrad postawił ją na nogi, z trudem utrzymała równowagę. Otworzyła oczy. Ujrzała ogromny stos. Bez cienia lęku weszła 
po prowizorycznie ułożonych stopniach i oparła się o pal. Jeden z adeptów przywiązał ją do niego. Teraz nie było już odwrotu. Zginie tutaj, skoro taka jest wola bogów, a śmierć przyjmie z godnością. 

Przed zgromadzony wokół stosu tłum wystąpił Mistrz. 

- Ta kobieta, którą znaliśmy i kochaliśmy, która żyła razem z nami, z nami walczyła i z nami się śmiała, zdradziła nas. Dopuściła się tak strasznych czynów, że nie jestem w stanie wam o tym opowiedzieć. Dlatego dziś przywrócimy dawną tradycję. Czarownica spłonie na stosie. 

Żywia widziała, że nie wszyscy Jadwigórowie uwierzyli w słowa Bolemira. Kręcili głowami na znak, że nie zgadzają się z jego decyzją. Ktoś nawet coś krzyknął, poparło go kilka osób, jednak to nie miało znaczenia. Wyrok już zapadł. Mistrz sięgnął po płonącą pochodnię i rzucił wprost pod jej nogi. 

Płomienie buchnęły niemal natychmiast. Drewno było suche, stanowiło idealną podpałkę. Języki ognia zaczęły lizać jej skórę. Bała się tego uczucia, jednak stwierdziła, że nie było aż tak złe jak się spodziewała. Wtem przez tłum przedarł się krzyk. Zapanował chaos. Żywia patrzyła na otaczających ją ludzi z pogardą w oczach. Płomienie zostawiały na jej ciele różowe pręgi przypominające ślady po lekkim muśnięciu pokrzywą. Było w tym coś oczyszczającego, odżywczego. Jej magia powoli się odbudowywała, jakby ogień chciał naprawić krzywdy, które wyrządził Wyciszacz. Spod przymrużonych powiek kobieta dostrzegła błysk stali. Jej dawni koledzy dobyli mieczy. Dookoła niej zaczęły pojawiać się cienie. Słyszała zaniepokojone szepty. Przez tumult przebił się rozwścieczony krzyk Pomira. 

- Demon przybył na ratunek swojej dziwce. Zemsta będzie smakowała jeszcze lepiej. 

Liny krępujące jej nadgarstki opadły, a dziewczyna ledwie dała radę ustać na nogach. Zatoczyła się niebezpiecznie, jednak przytrzymały ją czyjeś silne dłonie. Dalegor. Był tutaj i próbował ją ratować.Co to znaczy? Teraz nie miała czasu o tym myśleć. Bez zastanowienia przysunęła się do niego i wsparła na jego ramieniu. To, co wcześniej brała za przemykające cienie, okazało się wielkimi, nietoperzowymi skrzydłami wyrastającymi z jego pleców. 

- Mała, wiem, że nie masz siły, jednak potrzebuję, byś odwróciła uwagę swoich kumpli. Widziałem, jak panujesz nad ogniem. Zrób jakieś małe hokus pokus, a ja nas stąd ewakuuję. 

Przerzucił jej rękę przez szyję, a drugą podniósł ją i przytulił do siebie. 

- Mała, skup się, bo zaraz oboje wylecimy w powietrze. 

Ktoś wskoczył na stos. Żywia nie widziała kto, bo z całej siły starała się nagiąć ogień do swojej woli. Powoli płomienie, które toczyły się przy stosie, zaczęły od niego odpływać niczym morskie fale. Przemieniły się w smoki, gryfy, pegazy i ruszyły w pogoń za członkami zakonu, trzymając ich z dala od dziewczyny i Dalegora. Ognisty krąg otoczył tych dwoje, zapewniając ochronę. Potężne skrzydła zatrzepotały. W głowie Żywii rozległ się głos: 

- Skoro nie będziesz moja, to nikt nie będzie cię mieć. 

Świst powietrza przebił się przez ognistą tarczę. Tępy ból rozszedł się w boku dziewczyny. 
Gdy tam spojrzała, zobaczyła, że pomiędzy jej żebrami utknął sztylet z ozdobną rękojeścią. Miała zginąć od ognia, a umrze od niewielkiego ostrza. Paradoks... To jednak w tym momencie było mało istotne. Żywia leciała. Zawsze o tym marzyła. Wiatr rozwiewał jej włosy, na dole przemykały wierzchołki drzew, a gwiazdy zdawały się być tak blisko… Dziewczynie wydawało się, że słyszy ich śpiew, ich ciche wołanie, które wzywało ją, by do nich dołączyła. Pierwszy raz od dawna czuła się wolna. Śmierć była jej wybawieniem. 

Kiedy się obudziła, wszystko ją bolało. Próbując usiąść, jęknęła cicho. Nie wiedziała, gdzie jest. 

- Śpiąca królewna postanowiła się końcu obudzić. Jak miło. 

Sarkastyczny głos dobiegał zza jej głowy. Obok niej na łóżku leżał Dalegor. 

- Ty… - Syknęła na niego i próbowała go zdzielić, jednak uniknął jej rąk, złapał je i uwięził nad głową, jednocześnie przysuwając się do niej. Wierzgnęła, jednak trzymał ją mocno. – Zdradziłeś mnie. 

- I tu się mylisz, mała. 

- Bolemir miał księgę – wycedziła. 

- Miał falsyfikat. Prawdziwa – zapieczętowana – cały czas leżała sobie bezpiecznie na tym stoliku. 

- Gdzie jesteśmy? 

- W małej chatce pustelnika nad jeziorem Cegielni. Niedaleko Krwawego Kręgu. 

Jego kojący, spokojny głos doprowadzał ją do szału. 

- To przeklęte miejsce – powiedziała. 

- Miejsce jak każde inne. Widziało tylko więcej zła. 

Cisza, która nastała, była przepełniona napięciem i naelektryzowana niewypowiedzianymi emocjami. 

- Dlaczego to zrobiłeś? – spytała. 

- Dla zabawy. Warto zagrać na nosie jednej z najpotężniejszych istot świata. 

- Czemu mnie uratowałeś? 

- Przecież nie mogłem pozwolić, by moja współpracownica spłonęła. Znaczy, chciałbym żebyś płonęła, jeśli wiesz co mam na myśli… 

Niemal stykali się nosami, a jego noga opierała się między jej udami. Jeden szybki, zdecydowany ruch kolana wywołał u niego jęk bólu. 

- Nie lubię być czyjąś zabawką. – Słodki uśmiech rozpostarł się na ustach Żywii. – Powiedz mi lepiej, jak długo spałam. 

- Pięć dni. W tym czasie nasz pupilek nie próżnował. Plac Główny nosi już nową nazwę. Okrzyknięto go Doliną Sprawiedliwości. Zawisło tam już ponad pięćdziesiąt osób. Nowa rzeczywistość: zaraza, morderstwa, sodoma i gomora. Powinno mi się to podobać, ale jakoś do mnie nie przemawia. 

- Odkryłeś, jak go powstrzymać? – zapytała. 

- Tak, ale nie spodoba ci się to. 

Żywia podeszła do okna, przyjrzała się spokojnemu brzegowi jeziora i powoli żółknącym liściom drzew. Zamknęła oczy. 

- Zginę, prawda? 

- Tak. 

- A ty? 

- Też. 

Łza spłynęła po jej policzku. Wcześniej pogodziła się ze śmiercią, później znów powróciła nadzieja. Jak się okazało, złudna. Marzenia o długim życiu zostały zbrukane i zaprzepaszczone. 

- Co trzeba zrobić? 

- Musisz mnie zabić sztyletem „z nieba”. Dzięki twojemu mistrzowi i jego obsesji względem ciebie, już go mamy. W Krwawym Kręgu musisz mnie nim przebić i wyszeptać słowa zaklęcia, później - zabić również siebie. Kiedy powrócisz, będziesz musiała znaleźć kogoś, kto ukryje i zapieczętuje z tobą księgę. 

- Kiedy wrócę?! – spytała zdziwiona. 

- W rytuale poświęcasz nie tylko życie, lecz i duszę. Stajesz się demonem. Dołączasz do Legionu Potępionych. 

Przeznaczenie to perfidna gnida. Całe życie zwalcza się demony, by później stać się jednym z nich. Kolejny paradoks. 

- Kiedy to zrobimy? – szepnęła cicho. 

- Dziś w nocy, jeśli jesteś gotowa. 

- Dobrze – powiedziała z rezygnacją. 

- W takim razie idę naprowadzić na nasz trop naszą maskotkę. Idź do kręgu, tam się spotkamy. Trafisz bez problemu. Ścieżka zaczyna się tuż za domem. 

I… już go nie było. Żywia chwyciła za klamkę. Miała wrażenie, że opuszczenie tego domu ma znaczenie symboliczne. Że tutaj kończy się jej życie, a ona zaczyna podążać nową ścieżką.Właśnie tu podjęła decyzję. Tutaj, w imię światła, dobrowolnie oddała się ciemności. Ruszyła w las z przeświadczeniem słuszności wyboru, ale i straconych szans. Nic nie było czarno- białe. Teraz, jak nigdy wcześniej, widziała, że świat składa się z szarości. 

Nie była pewna, ile czasu minęło. Godziny, minuty? Dalegor pojawił się, gdy gwiazdy świeciły już wysoko na niebie. Blask księżyca oświetlał kamienny ołtarz. Gdy do niej podszedł, świece, które wcześniej przygotował, zapłonęły niebieskim płomieniem. Wziął ją na ręce i posadził na arze. Podał jej sztylet. Ujęła go w drżące dłonie. 

- On nadchodzi. Musimy się spieszyć. 

- Dlaczego wybrałeś mnie? 

Palce Dalegora prześlizgnęły się po jej policzku. 

- Bo byłaś inna. Taka, jak ja kiedyś. Gdy to wszystko się skończy, znajdź Gehora. On pomoże ci zrozumieć. Dasz radę, mała. 

Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Wciąż patrzył w jej oczy. Nagle jego własne zrobiły się wielkie jak u spłoszonej sarny. Demon został zwierzyną. Został ofiarą. Skinął z uznaniem głową, a jego ciało opadło na ołtarz. W ostatnim momencie złapał dziewczynę za rękę. Czarna krew zabarwiła kamienną płytę. Dziura po nożu ziała czernią. 

- Żywioły świata, usłyszcie mnie. 
Odbierzcie me słowa, wsłuchajcie się w nie. 
Nadszedł czas zapłaty za ofiar straty. 
Niech odtworzą się zaklęte kajdany. 
A przeklęte bóstwo mocą dobra i zła zostanie spętane. 

Ziemia zadrżała, a po lesie rozszedł się potężny ryk. Zerwał się porywisty wiatr, wyginając niebezpiecznie wierzchołki drzew. Księżyc zasłoniły chmury, a na polanie zrobiło się niemal całkowicie ciemno. Postać Bolemira zamajaczyła na skraju kręgu. 

- Mogłaś mieć wszystko. Drzemiąca w tobie moc była wyjątkowo silna. Dostrzegłem to już wówczas, gdy byłaś dzieckiem. Razem rządzilibyśmy światem. Nasze dzieci byłyby potęgą o jakiej nie słyszano. A ty?! Wybrałaś to martwe, żyjące ułudą ścierwo. Oboje wiemy, że nie odbierzesz sobie życia. – Drapieżny uśmiech majaczył na jego wargach, a głód jawił się w oczach. – Odłóż to, bo jeszcze się skaleczysz. 

Moc żywiołów przepełniała ciało Żywii. Ziemia napełniała ją spokojem i utwierdzała w poczuciu słusznie podjętej decyzji. Woda - w przekonaniu, że zmiany, które nadejdą, nie oznaczają końca, tylko symbolizują początek. Ogień podsycał odwagę, a powietrze szeptało, że jest wolna. 

- Skoro tak myślisz, w ogóle mnie nie znałeś. 

Postać Mistrza rozmyła się. Bóstwo porzuciło jego ciało. Przed dziewczyną stanął potężny czarny stwór z czerwonymi ślepiami. Wszystko umilkło. Wiatr przestał wiać, promienie świec znieruchomiały, zwierzęta nocy pochowały się do swoich nor i zamilkły w oczekiwaniu na to, co się wydarzy. Sztylet zalśnił, gdy Żywia uniosła go w górę. Szybkim ruchem wbiła go w swoje serce. Bóstwo krzyczało i wiło się w konwulsjach. Ziemia zatrzęsła się i rozstąpiła pod nogami stwora. Wiatr hulał po polanie, a bestię spowił ogień. Nastąpił wielki wybuch i las dookoła stanął w płomieniach. Stwór zniknął, a ziemia zamknęła się, więżąc bóstwo bez imienia. 

Odgłosy lasu wróciły… 

Deszcz ugasił pożar… 

Żywia dołączyła do Legionu Potępionych. 

*** 

Po kilku dniach Żywia stanęła w drzwiach pokoju Wolrada. Zbladł na jej widok. Była pewna,że zakonnik widział, co stało się na polanie. Wyczuła jego obecność, kiedy przebudziła się do wiecznego życia wśród potępionych. To Dalegor musiał w jakiś sposób go tam sprowadzić. Nie wiedziała, jakich użył argumentów, jednak nie miała wątpliwości, że był czarujący i pewny swego. Wolrad opowiedział Jadwigórom historię, która wydarzyła się przy Krwawym Kręgu. Dopilnował również, by kobieta miała godny pochówek. Swoją drogą, Żywia dziwnie się czuła, widząc swój pogrzeb i słuchając słów epitafium wypowiadanych przez przyjaciela. Nie zdawała sobie sprawy, że miał o niej aż tak wysokie mniemanie. Ciało Bolemira pochłonęła ziemia, jednak historia jego moralnego upadku rozeszła się po świecie niczym legenda. Członkowie zakonu, którzy byli pod wpływem magicznego klejnotu, postradali rozum i zostali zamknięci w zakładzie dla obłąkanych. Wśród nich był Pomir. Któregoś dnia dziewczyna odwiedziła go. Siedział na łóżku, kołysząc się w przód i w tył, patrząc bez wyrazu i choćby cienia świadomości w oczach. Nie reagował nawet na swoje imię. Ten widok napawał ją przerażeniem… Tak wielu niewinnych zginęło, odeszło w zapomnienie przez kompleks Boga jednego człowieka. To nie było sprawiedliwe, to nie powinno się stać. Wolrad ze stoickim spokojem wysłuchał opowiedzianej przez Żywię historii. Pomógł zapieczętować Księgę Odegnania i przysiągł, że nikt się nie dowie, gdzie ukrył Księgę Przywołania. Był człowiekiem, któremu można było ufać, a nawet powierzyć życie, dlatego wiedziała, że dochowa tajemnicy. Kobieta odnalazła również Gehora. Należał do kasty najwyżej postawionych demonów. Dla niego czas płynął inaczej. Lata traktował jak dni. Opowiedział jej o Dalegorze. O tym, że mężczyzna był Wojownikiem Światła, o tym, jak poświęcił swoją duszę - tak jak ona. Wyjaśnił, że ciążąca na Wojownikach klątwa, sprawia, że nie mogą zdradzić całej prawdy swojemu następcy, gdyż akt oddania duszy musi być dobrowolny. Dziewczyna początkowo czuła się odosobniona wśród członków Legionów Potępionych, jednak przekonała się, że nie są potworami znanymi z opowieści. Znalazła wśród nich przyjaciół. Po raz kolejny odkryła, że świat nie jest czarno – biały, a ona ma wieki, jeśli nie tysiąclecia, by odkryć jego piękno i poznać skrywane tajemnice. Kto wie, kiedy będzie musiała wywiązać się z zadania, które na niej ciąży. Bóstwo nie zostało unicestwione. Kiedyś znów się odrodzi. Teraz jednak się tym nie martwiła. Zamierzała skorzystać ze wszystkich możliwości, jakie się przed nią otwierały, bo marzenia, które miała, wcale nie zostały zaprzepaszczone, po prostu nabrały nowego wymiaru, a ona zamierzała spełnić je wszystkie. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.