Strony

wtorek, 28 listopada 2017

„Wieża” – Daniel O’Malley [PRZEDPREMIEROWO]

„(…) ptaszki, które mogą śpiewać, ale nie chcą, mają zostać do tego zmuszone.”
Myfanwy Thomas budzi się w parku w Londynie otoczona martwymi ciałami. Niczego nie pamięta, więc jej jedyną nadzieją na przetrwanie jest zaufanie instrukcjom, które zostawiła w kieszeni jej poprzedniczka. Wkrótce dowiaduje się, że jest Wieżą – wysoko postawionym członkiem sekretnej organizacji, która chroni świat przez nadnaturalnymi zagrożeniami. Ale wewnątrz organizacji jest zdrajca, który pragnie jej śmierci.

Walcząc o własne bezpieczeństwo, Myfanwy trafia na osobę z czterema ciałami, apodyktyczną kobietę, która może wejść w jej sny, sekretny ośrodek szkoleniowy, gdzie dzieci przekształca się w zabójczych wojowników i spisek większy, niż mogłaby sobie wyobrazić.

Z tą recenzją czekałam specjalnie do dziś, żeby czasem nie umknęła Wam premiera tej książki, lub żebyście o niej nie zapomnieli. Dlaczego tak zrobiłam? Cóż wydaje mi się, że powieść Daniela O’Malleya z pewnością zasługuje na uwagę! 

„Nawet wśród niezwykłych ludzi jesteśmy dziwakami.”

Pierwszy raz miałam do czynienia z książka napisaną w taki sposób. Autor poprzeplatał wydarzenia z teraźniejszości, z listami opowiadającymi o przeszłości Myfanwy, pisanymi przez nią samą. Wiem, że dziwnie to brzmi, jeśli jednak przeczytaliście opis książki, to z pewnością już wiecie, że główna bohaterka obudziła się nie wiedząc, co kim jest, ani co się stało. 

Muszę pochwalić autora za przedstawienie w ten sposób amnezji. Ciekawe są zderzenia dwóch osobowości – dawnej Myfanwy z listów i tej obecnej. Obie są tak skrajnie różne, że sarkastyczne komentarze są niezwykle zabawne. 

Autor przyłożył się zresztą nie tylko do kreacji głównej bohaterki, ale również do stworzenia wielu interesujących, różnorodnych postaci. 

Chociaż tak naprawdę, na główny plan wysuwa się mimo wszystko wyobraźnia autora. W dobie Superbohaterów czy meta-ludzi trudno wpaść na coś, czego jeszcze nie było. Danielowi O’Malleyowi się to udało. Cztery ciała, którymi rządzi jeden umysł, kobieta zdolna przenikać do cudzych snów, genetycznie zmutowane organizmy, które potrafią przeobrażać się w różne dziwadła. Broń jaką posługują się bohaterowie również jest nadzwyczajna i wcześniej się z takową nie spotkałam. 

„Jeśli Pionki były ostrzem Checquy, Wieże były ich rękojeścią.”

Organizacje stworzone przez Daniela O’Malleya również zachwycają swoim dopracowaniem. Jakoś nieszczególnie zdziwiłoby mnie, gdyby Checquy mogło gdzieś tam sobie istnieć (tak, uwielbiam teorie spiskowe). [Swoją drogą ciekawe ile istnieje organizacji rządowych o których szary człowieczek nie ma pojęcia… Wiecie co mi się marzy? Dorwać się do archiwów watykańskich i amerykańskich, do których ma dostęp prezydent USA – ach… byłabym w raju). Dokładnie poznajemy zasady jej funkcjonowania i hierarchię, jaka w niej obowiązuje. Dowiadujemy się w jaki sposób werbuje się członków do organizacji i jak działa Majątek – taki jakby sierociniec dla dzieciaków obdarzonych mocą. 

Mam mieszane uczucia, co do stylu autora. Z jednej strony mam wrażenie, że jest on lekki i przyjemny dla czytelnika, z drugiej jednak czytanie Wieży zajęło mi dosyć sporo czasu. Może to być spowodowane tym, że czytałam ją w wersji elektronicznej (wtedy z reguły zajmuje mi to więcej czasu). Zasadniczo nie mam się jednak do czego się przyczepić. Nie jest to książka łatwa, trzeba się dobrze skupić, by zrozumieć złożoność historii. Jest co czytać, gdyż powieść O’Malleya ma 422 strony w pdf. Poziom książki troszkę faluje. Zaczynamy od mocnego uderzenia, a później następuje zwolnienie akcji. Nie jest jednak nudno, co to to nie. Książka jest podzielona na dwie narracje (teraźniejszość odgrywa się w trzecioosobowej narracji, natomiast listy, jak to listy, pisane są z perspektywy „ja”), które momentami mi się gryzły. Listy to zdecydowany atut powieści. Prowadzą
naszą bohaterkę przez świat i wtajemniczają w życie, które przejęła. 

„Śmierć i podatki. Zawsze cię dopadną.”

Na uwagę z pewnością zasługuje również intryga stworzona przez Daniela O’Malleya. Jest przednia! Dobrą robotę odgrywa tutaj pomieszanie gatunków. Mroczne urban fantasy, thriller paranormalny i komedia… Tyle rzeczy mogło pójść tutaj nie tak, a wszystko się udało. Aż chce się zostać detektywem! Czytając książkę nie sposób nie wkręcić się w zagadki i tajemnice jakie zgotował nam autor, a trzeba przyznać zrobił to bardzo umiejętnie. Akcja trzyma w napięciu do samego końca. 

Okładka książki znakomicie komponuje się z jej treścią. Jest również magnetyczna i przyciąga wzrok. 

Wieża zaskakuje i zachwyca. Wyobraźnia, jaką wykazał się autor naprawdę robi wrażenie. Wiele zwrotów akcji, historia trzymająca w napięciu i ten wyjątkowy klimat magii i niepokoju. Powieść z pewnością należy do tych, które zapadają w pamięci. Pomimo jej wielowątkowości, Danielowi O’Malleyowi udało się stworzyć logiczną i spójną całość. Mamy tu klasyczny motyw walki dobra ze złem. Atutem książki jest także cięty dowcip. Wieża to coś zupełnie nowego na rynku wydawniczym. Wydaje mi się, że każdy czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie właśnie dzięki wspomnianemu już pomieszaniu gatunków. Jeśli miałabym określić książkę jednym słowem, myślę, że byłoby to „tajemnicza”. Z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji. 

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc


2 komentarze :

  1. Kurde, po raz pierwszy mam wrażenie, że którakolwiek książka Papierowego nie jest dla mnie xD Jakoś tak... Nie wiem, brak mi tu czegoś, ale czego? Tego nie wie nikt xD
    Fajne zdjecia, klimatyczne :D
    Pozdrawiam ciepło :)
    Niekulturalna Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaśka, faktycznie chyba wyróżnia się z profilu Papierowego Księżyca, jednak jak dla mnie na plus! Sięgaj, bo jestem ciekawa Twojej opinii xd

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.