„Za gwiazdy, które słuchają.”
Sarah J Maas powróciła do świata Dworów i tym razem nowelkę rzeczywiście możemy nazwać nowelką (a nie jak w przypadku Wieży świtu, która była jedną z najbardziej opasłych książek, jakie wyszły spod jej pióra). Chciałabym powiedzieć wam, że z był to come back z przytupem, ale minęłabym się z prawdą. Nie zrozumcie mnie źle, „Dwór szronu i blasku gwiazd” nie jest złą książką. Nazwałabym ją powieścią przejściową, która w pewnym sensie powstała po to, by przybliżyć nam wątki drugoplanowych bohaterów mających zająć miejsce Feyry i Rhysa w kolejnych opowieściach. (Niektórzy powiedzą, że ta powieść powstała tylko by zasilić portfel autorki i pewnie też będą mieli rację.)
Należałoby sobie zadać pytanie: Czy Dwór szronu i blasku gwiazd wnosi coś nowego do znanej nam już historii?
Cóż, właściwie to nie, aczkolwiek nadal uważam, że warto przeczytać tę książkę. Dlaczego? Jest kilka czynników.
Maas nie napisała jak dotąd takiej „ciepłej” powieści. Akcja skupia się tutaj na święcie Przesilenia, które na Dworze Nocy jest bardzo rodzinne. Powiedziałabym, że to odpowiednik naszej Gwiazdki. Bliscy sobie ludzie zbierają się na kolacji, by później obdzielić się prezentami i spędzić wspólnie czas, a to wszystko rozgrywa się na tle zaśnieżonego miasta.
Mimo że Dwór szronu i blasku gwiazd nie jest książką przepełnioną akcją, to czyta się ją bardzo przyjenie. Szczególnie dobrze sprawdziłaby się jako powieść czytana w okresie świąt Bożego Narodzenia, właśnie ze względu na czas, w jakim się dzieje. To tak naprawdę opowieść na jeden wieczór, która przypomina o tym, jak ważni są bliscy.
Autorka skupiła się tym razem na radzeniem sobie z wojenną traumą. Przybliżyła nam lęki i obawy bohaterów oraz pokazała, że każdy na swój sposób próbuje sobie radzić z tym co widział i przeżył, ale nawet po upływie miesięcy, nie jest łatwo wrócić do normalności.
„Dwór szronu i blasku gwiazd” to opowieść, w której historia bardziej zaczyna się skupiać na postaciach, będących do tej pory na drugim planie. Maas rozwija wątki Elainy i Nesty. W oczy rzuca się przede wszystkim poświęcenie większej uwagi „dobrej” siostrze, która jak dotąd pozostawała bardzo nijaka i wycofana. Teraz zaczyna się to zmieniać.
Poznajemy również kilka ciekawych faktów z życia Nesty czy przeszłości Kasjana. Mam nadzieję, że Sarah przybliży nam wątek rodzinny przyjaciela Rhysa, gdyż mam wrażenie, że mogłoby to być niezwykle ciekawe doświadczenie. Jeśli zaś chodzi o starszą siostrę Feyry, to ta wciąż zmaga się z „nowym” życiem po przemienieniu. Chociaż wydawało się, że ową dwójkę w końcu połączy coś więcej, teraz zdaje się to być opcja wręcz niemożliwa.
„Prawda jest twoim darem. Prawda jest twoim przekleństwem.”
Pozytywne wrażenie wywołała we mnie Elaina. W końcu zobaczyłam w niej kogoś więcej niż tylko dziewuszkę od kwiatków. Jak się okazało cichutka siostrzyczka też umie pokazać rogi. Szkoda tylko, że obrywa przy tym bohater, którego naprawdę lubię… ale cóż zrobić, życie.
Jeśli chodzi o głównych bohaterów to tak naprawdę niewiele się zmienili. Ponownie mogłabym powiedzieć, że Feyra dorasta i jest gotowa na poważne życiowe kroki (co akurat mnie niekoniecznie się podoba i mam nadzieję, że minie sporo czasu zanim nadejdę, aczkolwiek obawiam się, że końcówka sugeruje coś innego, nad czym strasznie ubolewam). Rhys pozostał starym dobrym Rhysem, trochę zbereźnym, troskliwym draniem, którego nie można nie kochać. Mnie niezmiennie intryguje Azriel (zdecydowanie moja ulubiona postać). Zdecydowanie chciałabym przeczytać o nim coś więcej.
„Dwór szronu i blasku gwiazd” kończy się zapowiedzią następnej powieści Maas, która skupi się na przygodach Nesty i Kasjana przebywających w ilyryjskim obozie. Powiem wam jedno – będzie się działo!
Ta książka jest zupełnie inna niż pozostałe, które ukazały się w serii. Brakuje w niej nagłych zwrotów akcji, dramatycznych wydarzeń czy napięcia jakie do tej pory towarzyszyło czytelnikowi sięgającemu po powieści osadzone w świecie Dworów. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo miło spędziłam przy niej czas. Z ciekawością przewracałam kolejne kartki i poznawałam zwyczaje panujące podczas przesilenia. Jest kilka fajnych scen jak choćby walka na śnieżki, która pozwoliła nam zobaczyć, że znakomici wojownicy nie zawsze są poważni i zdystansowani, że nie są to machiny do zabijania, ale także „ilyryjskie dzidziusie” z dystansem do siebie, że to faceci lubiący zabawę. Dziwna jest natomiast scena seksu głównych bohaterów. Rozumiem ideę, którą próbowała przedstawić autorka, jednak moim zdaniem wyszło to nieco karykaturalnie. „Dwór szronu i blasku gwiazd” to świetna książka, która idealnie sprawdzi się na zimowe wieczory. Ciepła, rodzinna, poruszająca tematy ważne, ale także i błahe życie codzienne. Z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji.
Za książkę dziękuje Wydawnictwu Uroboros <3
Dodatek do serii Maas czeka już na mojej półce, ale zanim po niego sięgnę, muszę nadrobić 2 i 3 tom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Tej powieści zabrakło nieco dramatyzmu, ale też nie po to była skierowana. To taki trochę odcinek świąteczny, fan-fiction, które jest mostem między trylogią zakończoną a następnymi tomami. Dla mnie Maas tutaj trochę przesadziła z erotyką jak na tak krótką powieść...
OdpowiedzUsuńI tak mi się podobała 😁😍
OdpowiedzUsuń