Strony

środa, 19 września 2018

„Pęknięta korona” – Grzegorz Wielgus – recenzja PRZEDPREMIEROWA

Strzygonie, zmasakrowane zwłoki i figury szachowe – detektywistyczna przygoda w średniowiecznym Krakowie.

Kraków, rok 1273.

Na brzegu Wisły zostaje odnalezione ciało brutalnie zamordowanego mężczyzny. W śledztwo angażuje się brat Gotfryd, doświadczony inkwizytor, mający za sobą dochodzenia w Prowansji oraz Italii przeciwko katarom i waldensom. U boku mnicha staje dwóch rycerzy z Małopolski − Jaksa, pogrążony w dekadencji członek zasłużonego rodu Gryfitów, oraz Lambert z Myślenic, szlachcic drobnego znaku, a zarazem wybitny fechmistrz. Dawni kompani szybko natrafiają na ślady wiodące do ruin owianego złą sławą zamku Lemiesz. Poszukiwania zabójcy zostają jednak przerwane przez doniesienie o kolejnym zgonie. W zgorzałym dworze pewnego magnata zostaje odkryte ciało zwęglonego rycerza – zginął w czasie odprawiania pogańskiego rytuału przed obrazem, którego nawet ogień nie odważył się tknąć.
Rozpoczyna się awanturnicza przygoda, prowadząca towarzyszy prosto w cień doliny mieczy. Teraz mogą ufać już tylko sobie nawzajem. 


Ostatnio wkręciłam się w polską fantastykę, dlatego też zacierałam łapki z uciechy, kiedy zobaczyłam nową powieść Grzegorza Wielgusa, Pęknięta korona. Niestety, ale mój entuzjazm został bardzo szybko utemperowany i sprowadzony na ziemię… 

Plaga tajemniczych zgonów opanowuje Kraków i okolice, a brat Gotfryd z dwoma kompanami wyrusza by rozwiązać zagadkę. Brzmi niczym detektywistyczna zagadka na miarę Sherlocka Holmesa i chociaż inkwizytorowi nie można odmówić światłego umysłu, to jednak do postaci w meloniku i z fajką niestety mu daleko.. 

Podobało mi się, że autor postanowił osadzić swoją książkę w polskich realiach i oprócz wątkówGrzegorz Wielgus dobrze oddał realia tamtego okresu, a nawet wystylizował język na ówczesny.
fantastyczno – detektywistycznych wplótł również te historyczne. Dzięki takiemu zabiegowi mogliśmy przenieść się do XIII wiecznego Krakowa.

Dla jednych z pewnością będzie to zaleta, dla mnie – wada. Miałam spore problemy z przebrnięciem przez lekturę właśnie przez „ciężkość” języka. Co jak co, ale bardzo utrudniało mi to szybkie czytanie i miałam wrażenie, że spowalniało fabułę. 

Niestety, ona też nie była jakaś porywająca. Pęknięta korona porusza ciekawe wątki polityczne oraz całkiem niezły watek kryminalny. Brakowało mi jednak typowych dla tego gatunku literackiego zwrotów akcji. Historia była dość monotonna i toczy się raczej dość powolnym tempem. 

Plusem książki niewątpliwie było wykorzystanie starych wierzeń. Mroczne rytuały, potwór wstający z grobu w przeklętym zamku. Ten wątek podobał mi się zdecydowanie najbardziej, no ale ja jestem zafascynowana słowiańską mitologią. 

Grzegorz Wielgus wykreował wielowymiarowe postaci, których poczynania uważnie się śledzi. Brat Gotfryd jest niezwykle zajętym duchownym. Kiedy jego głowę nie zaprzątają modły i troszczenie się o zagubione owieczki, rozwiązuje kryminalne zagadki (lub bierze udział w krucjatach). Muszę przyznać, że to ciekawy bohater, który ma własny rozum nie podążając ślepo za teoretycznie bardziej światłymi umysłami. Potrafi rozgryźć człowieka. Wie, że niejednokrotnie w imię wiary popełniane są krzywdy i morderstwa. Spotkał na swojej drodze oszustów oraz prawdziwych wyznawców szatana, dlatego wie, kiedy ktoś próbuje go oszukać i sprowadzić na manowce. Krok po kroku dąży do odkrycia prawdy. Podziwiam go, ale nie mogę powiedzieć, że go polubiłam. O wiele bardziej przypadli mi do gustu Jaksa i Lambert. Byli bardziej swojscy niż poważny dominikanin. 

Uwagę przykuwa okładka. Zdecydowanie przyciąga wzrok. Muszę przyznać, że wyróżnia się na tle innych polskich książek. Brawa dla Wydawnictwa Initium

Pęknięta korona to całkiem ciekawa pozycja, która zapewne niejednemu przypadnie do gustu. Grzegorz Wielgus stworzył powieść z ciekawym wątkiem kryminalnym oraz politycznymi rozgrywkami. Dostaje ode mnie plusa za kreacje bohaterów. Uważam jednak, że powieści zabrakło większego ładunku emocjonalnego, gdyż postaci pozostały mi obojętne. Niezbyt obchodził mnie ich los i nie miałam poczucia, że nad stratą którejkolwiek z nich będę ubolewać, czy odbije się ona jakoś znacząco na powieści Sama historia również mnie nie porwała. Nie wiem do końca, czym była u mnie spowodowana ta obojętność. Może dlatego, że brakowało mi w książce zaskoczeń, może przez ciężki styl, który uniemożliwił mi całkowite wkręcenie się w opowieść. Ciekawy pomysł, troszkę gorsze wykonanie.



1 komentarz :

  1. Obawiam się, że ta lektura mogłaby mnie znudzić. Jestem przekonana, że znajdzie dla siebie grono fanów, ale zdecydowanie ja do niego nie będę należeć.

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.