piątek, 13 kwietnia 2018

„Saga księżycowa” – „Cinder” – Marissa Meyer

Łatwiej jest przekonać innych o swojej urodzie, jeśli samemu nie ma się co do niej wątpliwości. Lustra mają jednak nieprzyjemny zwyczaj przekazywania prawdy.

Z całą pewnością niejednokrotnie słyszeliście o Kopciuszku. Na całym świecie powstało wiele adaptacji, jak i nowych wersji jej historii. Ta jednak jest dość wyjątkowa. Marissa Meyer stworzyła baśniowo -futurystyczną opowieść, która przeniesie was do Nowego Pekinu w sam środek tajemnic i intryg państwowych. Jak w takich warunkach odnajdzie się młoda zwykła/niezwykła mechaniczka.

Ulice Nowego Pekinu zapełniają ludzie i androidy. Szaleje śmiertelna zaraza. Bezlitośni księżycowi ludzie patrzą z kosmosu, czekając na swoją okazję. Nikt nie wie, że los Ziemi spoczywa w rękach jednej dziewczyny…

Cinder, utalentowana mechanik, jest cyborgiem. Tym samym należy do obywateli drugiej kategorii. Jej przeszłość to tajemnica. Macocha jej nienawidzi i wini ją za chorobę przyrodniej siostry. Ale kiedy jej życie splątuje się z życiem przystojnego księcia Kaia, Cinder nagle wpada w sam środek międzygalaktycznej wojny i doświadcza zakazanego zauroczenia. Rozdarta pomiędzy obowiązkiem a pragnieniem wolności, lojalnością a zdradą, musi odkryć prawdę o swojej przeszłości, by uratować przyszłość świata.

Muszę wam powiedzieć, że podczas czytania Cinder złapałam ogromną „zawiechę”. Już się tłumaczę, czym było to spowodowane. Poziom książki jest bardzo nierówny. Powieść zaczyna się interesująco, później akcja nagle zwalnia. Takich górek, pagórków, kotlin i wąwozów znajdzie się kilka. Właśnie na jednym takim spadku „formy” udało mi się utknąć. Kiedy już przebrnęłam przez nudniejsze rozdziały (mniej więcej w połowie powieści), moje czytanie ruszyło z kopyta!

Zasadniczo, alternatywna historia Kopciuszka przypadła mi do gustu. Muszę pochwalić autorkę za pomysł na książkę. Wykorzystanie tak znanego motywu nie jest szczytem oryginalności, jednakże przekucie tego w coś ciekawego, można uznać za sukces.

W przeciwieństwie do Disenyowskiej wersji Kopciuszka, Marissa Meyer potrafiła wykreować postaci z pazurem. Może Cinder nie należy do najlepszych antagonistek literatury, jednak względnie umie przeciwstawić się macosze, ma własne zdanie i dąży do obranego przez siebie celu. Książę Kai również ujmuje czytelnika swoją osobowością (powierzchownością także). Tak właściwie postaci
zostały wykreowane całkiem nieźle, choć według mnie zabrakło im tej wyjątkowej iskry. Czegoś, co sprawi, że na długo zostaną w pamięci czytelnika. Autorka ma ode mnie plus za ciekawą interakcję między księciem a mechaniczką. Co do wątku romantycznego – z pewnością lepszy niż w oryginale, ale tutaj jest tak naprawdę przedstawiony dopiero jego zaczątek.

Mam pewne obiekcje co do zakończenia. Podobał mi się kierunek, w jakim podążyła autorka, jednak i tutaj znalazłam pewne „ale”. Jak na mój gust, pisarka za bardzo chciała skumulować wydarzenia i napędzić akcję, jednak wyszło to odrobinę koślawo. Zwykle rozbudowywana narracja stała się dość uboga. Za mało emocjonalności, za mało napięcia, za mało wnikliwości… Całość historii została rozciągnięta, a sama końcówka dzieje się na jakichś trzydziestu stronach… Kiedy rzeczywiście przydałoby się trochę „porozwodzić” nad sytuacją, to pisarka zrobiła coś zupełnie odwrotnego.

Podobało mi się, że Marissa Meyer nie stworzyła cukierkowej historii. Bohaterowie muszą zmagać się ze stratą, cierpieniem, trudnymi wyborami. Odkrywają tajemnice, które podkopują ich światopoglądy. Autorka ciekawie poprzeplata wątki. Zręcznie splotła ze sobą intrygi, przedstawiła polityczne animozje. Potrafi ukazać uprzedzenia w „nowoczesnym” świecie. Główny wątek jest oczywisty, ale czego można się spodziewać po bądź co bądź banalnej historii Kopciuszka. Meyer dodaje jednak coś od siebie. Potrafi zaskoczyć czytelnika. Często miałam jednak wrażenie, że autorka nie umie właściwie oddać emocji bohaterów i wszystko bardzo spłyca…

Wydawnictwo ma jednak ode mnie wielkiego plusa za wydanie. Oryginalna okładka jest świetna! Przyciąga wzrok i czaruje napisem. Uwielbiam twarde oprawy graficzne! Ozdobniki na stronach dodatkowo wprawiają czytelnika w klimat powieści.

Mam mieszane uczucia względem Cinder. Z jednej strony podobał mi się zamysł nowej wersji opowieści o dziewczynie, która zgubiła pantofelek, jak i sama historia opowiedziana na kartach powieści, z drugiej jednak cały czas odnosiłam wrażenie, że czegoś tej książce zabrakło. Do każdego argumentu przemawiającego za tym, że pierwsza część Sagi Księżycowej jest dobra, pojawiało mi się jakieś „ale”. Ciekawi mnie, czy z kolejnymi tomami moje nastawienie się utrzyma, czy jednak autorka mnie zaskoczy. Nie przeczę, Cinder może fascynować swoim światem i „innością”. Faktycznie jest to odmienne spojrzenie na pokorną szarą myszkę, która irytowała swoją bezradnością. Marissa Meyer spokojnie mogłaby się pokusić się o napisanie kontynuacji. Jednak czy każda bajka musi się kończyć „ i żyli długo i szczęśliwie”?

Za książkę dziękuję Ostatniej Tawernie <3



Tekst pierwotnie ukazał się na stronie ostatniatawerna.pl

1 komentarz :

  1. Książka wciąż przede mną, przyznam, że lubię historię o Kopciuszku, więc mam nadzieję, że uda mi się kiedyś po nią sięgnąć. :P Tak swoją drogą wydaje mi się, że autorka pokusiła się już o napisanie kontynuacji. :)
    Świetne zdjęcia, zwłaszcza to z psem!

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.