Strony

niedziela, 10 września 2017

"Łowczyni z ciernistego lasu" – Melanie Dickerson

Niebezpieczeństwo i miłość spotykają się w Ciernistym Lesie…


Odette Menkels za dnia uczy czytania sieroty z pobliskiego miasteczka, a nocami kłusuje w lesie margrabiego Rainharta, by upolowaną zwierzyną wykarmić najuboższych.
Dla Jorgena Hartmana złapanie kłusownika to nie tylko obowiązek, lecz również sprawa honoru. Leśniczy, który go wychował i którego stanowisko on przejął, zginął właśnie z rąk kłusownika.
Kiedy Jorgen i Odette poznają się na zabawie świętojańskiej, nie mają pojęcia, że są swoimi największymi wrogami. Jedyny mężczyzna, którego ona pragnie, marzy o tym, by ją schwytać… A jedyna kobieta, którą on kocha, okaże się nieuchwytnym obiektem jego nienawiści.

To jednak dopiero początek przeszkód, z czasem ich losy coraz bardziej się komplikują…

Nie wiem czy wiecie, ale pewnie nie wiecie, jak bardzo kocham się w historiach dziejących się w średniowieczu. Wszystko to wina legend o królu Arturze i o Robin Hoodzie. No cóż, znacie to powiedzenie „czym skorupka za młodu nasiąknie”… Nie zdziwi więc Was fakt, że sięgnęłam i po tę książkę. 

Pierwsze, co kłuje mnie w oczy to jej opis. Jasne… Rozumiem, trzeba czytelnika zainteresować, ale zdradzać niemal całkowicie fabułę… O nie! Tak się moi drodzy państwo nie robi! 

Jak już jesteśmy przy opisie, to należałoby nadmienić również o samej okładce. Mnie osobiście się podoba. Nawet bardzo. Świetnie wpisuje się w klimat i treść książki. Wygląda naprawdę ładnie. Podoba mi się wzór na dole, ponieważ przypomina mi ornamenty ze średniowiecza i doskonale komponuje się z grafiką okładki. Dodatkowym atutem są liściaste ozdobniki, które pojawiają się pod numerkami rozdziałów. Miłe dla oka są również strzałki, które oddzielają poszczególne wątki. Za to daję wielki plus. 

Kolejnym minusem jest jednak niedopracowanie powieści. Wiele wątków jest niewyjaśnionych, część, urwanych w połowie. Ja się pytam dlaczego?! Książka ma naprawdę duży potencjał. Historia przypominająca właśnie niesamowite opowieści o Robin Hoodzie, ale z kobietą w roli głównej. Można to było wycisnąć jak cytrynę, a tutaj… Niewypał… 

Bohaterowie również nie ratują powieści. Niestety są „płascy” i nijacy. Tworzeni metodą kontrastów – albo ktoś jest dobry, albo zły… Bardzo brakuje szarości. Nawet czarne charaktery nie ratują sytuacji. (Naprawdę wiele brakuje im do naprawdę CZARNYCH charakterów.) Niewielki plusik dla Jorgena. Ten bohater miał w sobie coś, co potrafiło względnie czytelnika zainteresować. Nie był tak „przezroczysty”. Miewał niezłe pomysły i miał swoje zdanie. Potrafił się nawet przeciwstawić, a to już sporo patrząc na książkowe postaci. 


Jeśli chodzi o samą historię, to mogę powiedzieć tyle, że jest to dość banalna opowieść. „Łowczyni z ciernistego lasu” jest idealną propozycją dla miłośników miłości od pierwszego wejrzenia. Plusem jest to, że czyta się ją bardzo szybko, bo pomimo swojej prostoty, potrafi człowieka naprawdę wciągnąć. Akcja może nie jest jakoś zabójczo porywająca, ale źle nie jest. 

Muszę jednak przyznać, że rozczarowało mnie zakończenie powieści. Wiem, że nie jest to przygodówka tylko romans, ale mimo wszystko spodziewałam się znacznie bardziej trzymającego w napięciu rozwiązania sprawy, a dostałam cukierkowate zakończenie… 

Nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie… Gdzie jest moje kochane średniowiecze? W czym? Ja naprawdę go nie widzę. Nie ma opisów strojów, domów, miasta, nie ma żadnych średniowiecznych „rytuałów”… Nie ma nic… 

Autorka podpadła mi jeszcze bezsensownym powtarzaniem dobrze znanym czytelnikom historii. Naprawdę miałam wrażenie, że traktuje mnie jak jakiegoś totalnego sklerotyka. Przyznajcie sami, ile razy można czytać to samo, a historie z dzieciństwa dwójki głównych bohaterów powtarzały się nagminnie i niestety nie wnosiły nic nowego do powieści… 

Nie specjalnie „zachwycił” mnie też styl autorki. Dialogi były kiepskie, a niemieckie wtrącenia mnie wkurzały. Nie znalazłam tu też żadnego interesującego cytatu… 

Niestety liczyłam na coś zupełnie innego. Pewnie, spodziewałam się romansu, ale czy to od razu musiała być cukierkowa historia?! Jest mi smutno, ponieważ bardzo liczyłam na tę książkę, a jedyny plus powieści jaki znalazłam, to tak naprawdę oprawa graficzna. Książkę czyta się szybko, jednak nie zostawia po sobie specjalnie dobrego wrażenia. Na pierwszy plan wysuwa się niedopracowanie i stracony potencjał. 

Prawdopodobnie przeczytam dalsze książki z cyklu „Średniowieczna opowieść”, bo naprawdę uwielbiam historie dziejące się w średniowieczu. Mam jednak ogromną nadzieje, że będą lepsze niż „Łowczyni z cienistego lasu”.



Za książkę dziękuję Sztukater.pl


2 komentarze :

  1. Czytałam tyle negatywnych opinii tej książki, że już mi się odechciało. Aczkolwiek muszę przyznać, że okładka również zrobiła na mnie pozytywne wrażenie - jest bardzo ładna i klimatyczna :) Szkoda, że reszta nie zachęca - szczególnie bohaterowie i zakończenie. Zdecydowanie jestem na nie.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, mnie nie zachęca okładka, a Twoja opinia tym bardziej odstrasza. Nienawidzę, gdy opis książki zdradza praktycznie wszystko, po co wtedy czytać tę książkę, ale gdyby miała być dobra to po prostu nie czytałabym opisu i po nią sięgnęła. Ale skoro ani bohaterowie nie ratują, ani fabuła nie jest porywająca, to chociaż dzięki temu, że ją przeczytałaś wiedzą to inni i nie będą po nią sięgać :D

    Pozdrawiam serdecznie!
    Cass z Cozy Universe

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.