Jestem ostra jak odłamek szkła i tak samo krucha. Opowiadam kłamstwa lepiej niż prawdę. Widzę całą galaktykę, ale nigdy jej nie dostrzegam.
Na jednej z planet w odległej galaktyce żyją dwa nienawidzące się wzajemnie i walczące o władzę ludy. Losy Cyry i Akosa splatają się brutalnie. Początkowa wrogość przeradza się we wzajemne ukojenie. Kiełkujące uczucie wymaga zaprzeczenia dawnym relacjom, obsesjom, wyobrażeniom. Naznaczeni śmiercią, naznaczeni stratą. Wyzwoleni przez miłość.
Z niektórymi książkami jest tak, że wręcz pożera się je w całości, inne natomiast ciągną się niemiłosiernie. Naznaczeni śmiercią mieli tak dobrą promocję, że byli niemal wszędzie. Książka zachwalana niemal w pod niebiosy osiągnęła niemały sukces na całym świecie.
Z niektórymi książkami jest tak, że wręcz pożera się je w całości, inne natomiast ciągną się niemiłosiernie. Naznaczeni śmiercią mieli tak dobrą promocję, że byli niemal wszędzie. Książka zachwalana niemal w pod niebiosy osiągnęła niemały sukces na całym świecie.
Miękkie serca sprawiają, że warto żyć na tym świecie.
Veronica Roth stworzyła całkiem nowy, zupełnie odmienny świat od tego, który zdążyliśmy poznać i polubić w Niezgodnej. Prawdę powiedziawszy sięgając po książkę byłam ciekawa jak rozwinął się styl autorki. Przy poprzedniej serii miałam wrażenie, że jakość książek spada z każda koleją. Jak było tym razem?
Jeśli chodzi o samą historię była względnie ciekawa. Podobał mi się pomysł, że każdy człowiek ma już z góry przypisany „los”, podobała mi się wizja dwóch ludów, żyjących na tej samej planecie, jednak walczących o pozycję i władzę. Autorka miała również interesującą wizję „daru”, którym obdarzony jest każdy człowiek. Całkiem nieźle został również naszkicowany wygląd nowego uniwersum, chociaż tutaj mogłabym już zaznaczyć kilka minusów. Podobnie zresztą jak w kreacji bohaterów…
Po raz pierwszy zrozumiałam, jak cienka granica oddziela strach od miłości, respekt od uwielbienia.
Historia bardzo długo się rozkręca i koniec końców nie nabiera zbyt dużego rozpędu. Przez co najmniej 2/5 książki jest wręcz nużąca. Prawdę powiedziawszy, już dawno żadna książka nie działała na mnie tak usypiająco. Naznaczeni śmiercią są idealną pozycją na dobranoc. Otwierasz książkę i już niemal śpisz. (Naprawdę nie przesadzam. Każda taka próba kończyła się właśnie w powyższy sposób.) Akcja nabiera tempa dopiero w trzeciej części (książka jest podzielona na cztery). Ale nawet wtedy nie zachwyca, a szkoda, bo potencjał był całkiem spory.
Mam problem, jeśli chodzi o bohaterów. U każdego znalazłam coś, co mi się podobało, ale również coś, co psuło mi ich kreację. (Dla uściślenia, nie lubię chodzących ideałów, ale postaci z krwi i kości, a tutaj niestety nie zawsze mi to „coś” stykało.) Owszem można ich polubić, jednak nie są to postaci, która pozostaną nam w pamięci na dłużej. Po prostu wszystkie postaci są dość nijakie… Po raz kolejny – szkoda…
- Wiem, jak to jest stać się kimś, kogo się nienawidzi. Wiem, jak to boli. Ale życie jest pełne bólu.
Pamiętajmy, że głównymi bohaterami tej książki, są tak naprawdę nastolatkowie, ale niektórych
pięknych frazesów, które padają z ich ust nie powstydziliby się nawet światłe umysły. Ok, rozumiem, walka, brudna polityka, brutalny świat i nadciągająca wojna, sprawiają, że ludzie muszą szybciej dorosnąć, ale chyba mamy jakieś granice prawda… (Nie wiem, może jestem już za stara i nie należę do grupy docelowej, ale no…)
- Chcesz widzieć ludzi jako skrajności. Dobry albo zły, godny zaufania albo niegodny - powiedziałam. - Rozumiem. Tak jest prościej. Ale to nie zgadza się z rzeczywistością.
Kolejnym minusem jest wątek miłosny. Jasne, opis książki sugeruje, że historia zboczy w kierunku „this is love”, ale miałam nadzieję, że autorka szarpnie się na coś o wiele bardziej oryginalnego. Ile razy można czytać o osobach, które są tpotencjalnymi wrogami, nienawidzą się, a później surprise i mamy wielką miłość?! Stare, znane, przereklamowane… (dołóżmy do tego fakt, że mamy tu miłość nastolatków, która wywraca cały ich świat do góry nogami, to możemy dodać to tego jeszcze jeden ładny epitecik – irytujące…) Poza tym napięcie między postaciami też jest niewielkie. Nie ma chemii, a i z iskrzeniem też krucho...
Miarą człowieczeństwa jest to, jak zachowuje się w chwili cierpienia.
Momenty, które prawdopodobnie miały zaskakiwać, były przewidywalne, a te, które miały trzymać w napięciu, owszem może i trzymały, ale jego natężenie było tak bardzo niewielkie, że niezbyt odczuwalne.
Z niektórymi bohaterami się cierpi i dzieli chwile radości, tutaj nad wszystkim przechodzi się do porządku dziennego. Nie ma mowy o momentach chwytających za serce, minizawałach czy chociażby skokach ciśnienia i gęsiej skórce…
Monotonia i nuda…
Jedynym naprawdę jasnym punktem Naznaczonych śmiercią jest okładka. Książka została wydana w dwóch wersjach - w miękkiej i twardej oprawie – ale naprawdę jest magnetyczna i przyciąga czytelnika. Kusi, by ją kupić choćby tylko dlatego, by wzbogacić się o ładna okładkę. Cóż, kolejny raz sprawdziło się powiedzenie, że ładne opakowanie to nie wszystko. Okładka owszem, ładna, intrygująca, przyciągająca spojrzenia, ale co z tego, skoro ze środkiem człowiek się męczy i ciągnie jak koń pod górę byle dobrnąć do końca…
Naprawdę, sporo wody upłynęło od kiedy czytałam książkę z tak niewykorzystanym potencjałem. Mogę powiedzieć jedno – jedyne (oprócz okładki), co w Naznaczonych śmiercią było naprawdę dobre, to pomysł. Czytając powieść miałam wrażenie, że autorka nie przemyślała wszystkiego do końca, że wiele z wątków mogła poprowadzić inaczej, by były bardziej skomplikowane i ciekawe, by intryga urosła do naprawdę wysokiego stopnia. Veronica Roth zrobiła za to coś zupełnie odmiennego: podsunęła nam książkę, która powtarza znane wszystkim schematy, nie zaskakuje praktycznie niczym nowym, a na dodatek jest przewidywalna i przynudza (częściej niż tylko w niektórych momentach). Kobieto, nie chciałaś postawić na innowacyjność, to chociaż podkręciłabyś akcję… Naprawdę zawiodłam się na tej pozycji, tym bardziej, że jest ona tak wysoko oceniana na
lubimyczytac.pl
Autorka zdecydowanie nie sprostała moim wymaganiom (a mam wrażenie, że nie są one wywindowane w kosmos). Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Uściślając, nie liczyłam na literaturę na nie wiadomo jak wysokim poziomie, ale raczej na przyjemną młodzieżówkę, przy której będę się dobrze bawić, która wciągnie mnie w swój świat, zaskoczy nieszablonowymi bohaterami i porwie akcją. Niestety, jak widać, wymagałam zbyt dużo… Może w kolejnej części (nie wiem dlaczego, ale długo żyłam w przekonaniu, że jest to jednotomówka) Veronica Roth poradzi sobie lepiej niż przy Naznaczonych śmiercią. Pomimo naprawdę niskiego poziomu książki, wciąż pozostała we mnie ciekawość i pytanie: „czy można odmienić swój los”?! Nie wiem jednak czy sięgnę po kontynuację, (ponieważ nie wiem czy zniosę kolejną porcję takich dłużyzn i nic nie znaczących epizodów) czy po prostu zapytam jakiegoś fana, jak potoczyły się historie bohaterów…
PS cóż, najwyraźniej nie jestem ani uprzejma, ani litościwa…
Z niektórymi bohaterami się cierpi i dzieli chwile radości, tutaj nad wszystkim przechodzi się do porządku dziennego. Nie ma mowy o momentach chwytających za serce, minizawałach czy chociażby skokach ciśnienia i gęsiej skórce…
Monotonia i nuda…
Nie ma miejsca na honor, gdy chodzi o przetrwanie.
Jedynym naprawdę jasnym punktem Naznaczonych śmiercią jest okładka. Książka została wydana w dwóch wersjach - w miękkiej i twardej oprawie – ale naprawdę jest magnetyczna i przyciąga czytelnika. Kusi, by ją kupić choćby tylko dlatego, by wzbogacić się o ładna okładkę. Cóż, kolejny raz sprawdziło się powiedzenie, że ładne opakowanie to nie wszystko. Okładka owszem, ładna, intrygująca, przyciągająca spojrzenia, ale co z tego, skoro ze środkiem człowiek się męczy i ciągnie jak koń pod górę byle dobrnąć do końca…
-Cóż, każdy z nas czasem czuje strach. -Westchnęłam. -Ci gniewni nawet bardziej niż pozostali.
Naprawdę, sporo wody upłynęło od kiedy czytałam książkę z tak niewykorzystanym potencjałem. Mogę powiedzieć jedno – jedyne (oprócz okładki), co w Naznaczonych śmiercią było naprawdę dobre, to pomysł. Czytając powieść miałam wrażenie, że autorka nie przemyślała wszystkiego do końca, że wiele z wątków mogła poprowadzić inaczej, by były bardziej skomplikowane i ciekawe, by intryga urosła do naprawdę wysokiego stopnia. Veronica Roth zrobiła za to coś zupełnie odmiennego: podsunęła nam książkę, która powtarza znane wszystkim schematy, nie zaskakuje praktycznie niczym nowym, a na dodatek jest przewidywalna i przynudza (częściej niż tylko w niektórych momentach). Kobieto, nie chciałaś postawić na innowacyjność, to chociaż podkręciłabyś akcję… Naprawdę zawiodłam się na tej pozycji, tym bardziej, że jest ona tak wysoko oceniana na
lubimyczytac.pl
Autorka zdecydowanie nie sprostała moim wymaganiom (a mam wrażenie, że nie są one wywindowane w kosmos). Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Uściślając, nie liczyłam na literaturę na nie wiadomo jak wysokim poziomie, ale raczej na przyjemną młodzieżówkę, przy której będę się dobrze bawić, która wciągnie mnie w swój świat, zaskoczy nieszablonowymi bohaterami i porwie akcją. Niestety, jak widać, wymagałam zbyt dużo… Może w kolejnej części (nie wiem dlaczego, ale długo żyłam w przekonaniu, że jest to jednotomówka) Veronica Roth poradzi sobie lepiej niż przy Naznaczonych śmiercią. Pomimo naprawdę niskiego poziomu książki, wciąż pozostała we mnie ciekawość i pytanie: „czy można odmienić swój los”?! Nie wiem jednak czy sięgnę po kontynuację, (ponieważ nie wiem czy zniosę kolejną porcję takich dłużyzn i nic nie znaczących epizodów) czy po prostu zapytam jakiegoś fana, jak potoczyły się historie bohaterów…
Litość, jak wiedziałam, to tylko brak szacunku zapakowany w uprzejmość.
PS cóż, najwyraźniej nie jestem ani uprzejma, ani litościwa…
Za książę dziękuję księgarni nieprzeczytane.pl
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz