niedziela, 30 kwietnia 2017

"Racja stanu" - Hubert "Hunter" Gruszczyński

„(…) podobno jeśli patrzysz w otchłań, to ona zaczyna patrzeć na ciebie.”

Kilkuletni Michael Stern wiedzie dostatnie życie w rodzinie dyplomatów w Nullius Ager. Pewnego dnia poznaje poniewieraną, lecz niezwykle intrygującą dziewczynkę, Vaux Lothar. 
Gdy między jego ojczyzną, Ravenclowd, a sąsiednim Sunnysvard wybucha wojna, dzieci muszą opuścić dom rodzinny. Przez lata Michael i Vaux mieszkają blisko siebie, a oprócz przyjaźni i przywiązania zaczyna ich łączyć młodzieńcze uczucie. Kiedy ona wyjedzie do szkoły, a on dostanie przydział do wojska, ich drogi się rozejdą, ale jako dorośli spotkają się znowu w ogniu walki jako zupełnie inni ludzie – królewscy szpiedzy. Przeznaczenie stawia ich przed ważnym zadaniem, a losu nie można zmienić. (opis)

Dziś niecodziennie zacznę od części wizualnej. A co! Okładka sugeruje, że książka jest niezwykle mroczna i można by rzec, wręcz demoniczna. Pomarańczowa tęczówka skupia na dobie uwagę czytelnika, popękana skóra wzmaga niepokój a otaczająca czerń szat tylko potęguje to wrażenie. Chciałabym powiedzieć „fajne”, ale wydaje mi się zbyt, może to zabrzmi brutalnie, tandetne. Jakby posadzić niedoświadczonego grafika przed komputerem i kazać mu się pobawić. Popękana skóra wygląda bardzo sztucznie, oko zaś nienaturalnie (po kiego grzyba nachodzi ten fioletowy kolor?!). Rozumiem, że okładka miała być nawiązaniem do jednej z głównych bohaterek, ale wyszło raczej miernie. Jedyne, co mi się w niej podoba, to tytuł. Poza tym, niestety książka, choć niewielka, bo zaledwie 255 stronicowa strasznie się rozkleja. Przy pierwszym otworzeniu zaczęła niepokojąco skrzypieć. Później było już nieco lepiej. Co nie zmienia jednak faktu, że połączenie okładki ze stronami pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Na początku wkleiłam Wam opis książki. Cóż jest on bardzo ogólny, ale zasadniczo trafny. Historia rozpoczyna się właśnie spotkaniem po latach, które może okazać się zgubne w skutkach dla jednego z głównych bohaterów. 

Jeśli chodzi o konstrukcję samej powieści, to wygląda ona następująco – rozdział dziejący się w teraźniejszości jest przeplatany z retrospekcjami. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że rozdziały dziejące się tu i teraz mają z reguły plus/minus 3 strony, a retrospekcje około 80. W trakcie czytania naprawdę zastanawiałam się czy nie lepszym zabiegiem byłoby stworzenie książki, która opowiadałaby losy bohaterów począwszy od ich lat młodzieńczych po dzień dzisiejszy, zamiast bawić się w takie „mieszanie”, które wybija czytelnika z rytmu. Dodatkowo, denerwował mnie fakt tak długaśnych rozdziałów. Do poduszki taki „kolos”, to już wyzwanie, duże wyzwanie. Jedynym „plusem” są kwadraciki odcinające poszczególne wątki. 

Nie pisałam Wam jeszcze, że głównymi bohaterami są Michael i Vaux. Przyznacie mi chyba rację, że te imiona nie brzmią po polsku. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie kiedy nagle pojawił się ANDRZEJ :o Tak, moja mina była wtedy na pewno bezcenna. Później było już więcej „typowych” imion. 

Co jeszcze mi się gryzło? Cóż, „Hunter” ma skłonności do bardzo dokładnego opisywania praktycznie wszystkiego. Jest jednak jeden wyjątek omijany szerokim łukiem – sceny erotyczne. Autor podsumowuje je mniej więcej takim zdaniem – spędzili przyjemne chwile, które były udziałem ich obojga… Aż ciśnie się na usta pytanie: „Serio?!” Naprawdę, nie wymagam nie wiadomo jak rozbudowanych i szczegółowych scen seksu, ale w moim odczuciu, skoro Hubert Gruszczyński zdecydował się na rozbudowane opisy, powinien zawsze się tego trzymać. Miałam sprzeczne wrażenia, bo nie wiedziałam czy to „ugrzecznienie”, które miało poszerzyć zasięg czytelników, czy autora krępuje poruszanie tego typu wątków. 

„Biel anielskich szat podszyta jest czarną skórą demonów.”

Pisałam Wam już o długich i szczegółowych opisach. Przyznam szczerzę, że osobiście nie jestem fanką stosowania takiego zabiegu (może dlatego nie przyjaźnimy się z Sienkiewiczem). Hubert „Hunter” Gruszczyński bardzo często wykorzystuje je w swojej książce. Myślę, że spodoba się to przede wszystkim miłośnikom militariów i motoryzacji (nie moja bajka). Podobały mi się natomiast opisy pól bitewnych. Powodowały, że czytelnik mógł dokładnie sobie wyobrazić, co działo się wokół bohaterów. 

Skoro jesteśmy już przy bohaterach. Muszę przyznać, że są naprawdę dobrze wykreowani. Oboje zmagają się z różnymi problemami i starają się jak najlepiej z nich wybrnąć. Porzucenie swojej ojczyzny, życie w niewoli, wojna, pozorny powrót do normalności. Hubert Gruszczyński bardzo ciekawie przedstawił ich rozterki. Każda z postaci była dopracowana i przemyślana. 

Zakończenie Racji stanu okazało się jednak dość przewidywalne w jednym aspekcie, w innym nieco zaskoczyło. 

Podsumowując: ciekawi bohaterowie i dopracowany świat powieści zdecydowanie na plus, rozciągające się opisy na minus. Momentami miałam wrażenie, że historia pisana troszkę na siłę, a niektóre wątki na zapchaj dziurę. Na pewno nie jest to opowieść, która na dłużej pozostanie mi w pamięci. Mój stosunek do niej jest ambiwalentny, ani nie jest zła, ani w moim odczuciu dobra (może nie jest to odpowiednie słowo, ale lubię, kiedy książka zostawia po sobie jakieś emocje, tutaj tego nie ma). Mimo że bohaterowie byli dobrze wykreowani, jakoś nie udało im się zyskać mojej sympatii. Nie martwiłam się o nich, kiedy byli torturowani czy walczyli o życie. Przechodziłam nad tym do porządku dziennego, bo miałam przeczucie, że i tak wszystko skończy się dobrze (słowo „dobrze” dziwnie brzmi w kontekście tortur i walki o życie, ale chodzi mi o to, że i tak będą żyć, pomimo odniesionych ran). Wszystko z pozoru wydaje się ekscytujące – walki w okopach, konspiracyjna działalność w wywiadzie, trudne do wykonania akcje, a wszystko wzbogacone odrobiną magii. Brzmi fajnie, ale nie tym razem. Może w kolejnych tomach trylogii Wielki układ będzie lepiej. 

„Nie mów: „Żegnaj” – odparł wyjątkowo stanowczo. – Powiedz: „Do zobaczenia”.”

Za książkę dziękuję portalowi Sztukater :D



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.