niedziela, 11 grudnia 2016

The King Slayer – Królobójczyni – Virginia Boecker

Magiczna wojna nadchodzi!

The King Slayer – Królobójczyni to druga i zarazem ostatnia część cyklu Łowczyni (recenzja). Muszę przyznać, że jest mi trochę przykro, ponieważ historia Elizabeth – łowczyni czarownic, naprawdę przypadła mi do gustu. 


Na co mniej więcej może liczyć czytelnik sięgający po tę powieść?

Elizabeth Grey przebywa w magicznie chronionej miejscowości Harrow, starając się ukryć przed uzurpatorem Anglii, który wyznaczył nagrodę za jej głowę. Po ostatnim spotkaniu z Elizabeth Lord Blackwell pragnie większej władzy i przygotowuje się do wojny z czarownicami i czarownikami, którzy stali się sojusznikami Elizabeth.

Po utracie źródła swojej mocy Elizabeth jest wyczerpana fizycznie i psychicznie. Wojna zawsze wiąże się z poświęceniem oraz zatarciem granic pomiędzy dobrem i złem. Teraz dziewczyna musi zdecydować jak daleko jest w stanie posunąć się by ocalić tych, których kocha.


Dlaczego napisałam mniej więcej? A to dlatego, że opis nawet w połowie nie oddaje całości historii. Mam wrażenie, że został spłycony i to tak konkretnie. Podano nam ogólniki, które szczerze powiedziawszy, gdybym nie przeczytała pierwszej części, nie skłoniłyby mnie do zapoznania się z tą historią. (Taka mała opozycja, w odniesieniu do opisu pierwszej części, który naprawdę był bardzo zachęcający!)
Najpierw zabija się z konkretnych powodów, a potem wystarczy byle wymówka. Wreszcie zabija się ot tak, po prostu, i z każdym odebranym życiem traci się, kawałek po kawałku, własną duszę.
Virginia Boecker ponownie mnie zaskoczyła. Pokazała nam nie tylko walkę dobra ze złem, pokazała jak trudna bywa walka z samym sobą, zmierzenie się z konsekwencjami naszych czynów i wyborów. Pokazała, co znaczy miłość, przyjaźń czy poświęcenie, pokazała, że dla każdego, mimo wszystko, jest jeszcze nadzieja. 

Elizabeth nie nosi już magicznego znamienia, które chroniło ją przed zranieniami, chce jednak udowodnić, że nadal jest tak samo wartościowym wojownikiem, chce pokazać, że stała się lepszym człowiekiem. Dziewczyna stawia sobie jeden, nadrzędny cel – zabicie Blackwella. Wie, że tylko kończąc z nim raz na zawsze, będzie mogła zapewnić bezpieczeństwo tym, których kocha. Nie czekają ją łatwe wybory. Zdrada, więzienie, magiczne rytuały… Czy ktoś mówił, że będzie z górki? Czasem miałam wrażenie, że dziewczyna ze stratą znamienia straciła jakąś część siebie, że w pewien sposób zaczęła obawiać się ryzyka i zaczęła ponosić porażki, że nie potrafiła poradzić sobie bez czyjejś pomocy. Trochę mi się to gryzło z jej wizerunkiem, z poprzedniej części.
Nieważne, co przeżyliśmy, przez co musieliśmy przejść i co widzieliśmy. Przynajmniej nie jesteśmy nimi. Nie jesteśmy martwi. Nie jesteśmy jak oni Elizabeth. Żyjemy.
W książce pojawia się kilkoro nowych bohaterów jednak zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się postać zdetronizowanego przez wuja króla Malcolma. Muszę Wam powiedzieć, że o dziwo nie sposób go nie lubić. Jest odważny, dosyć zabawny i choć czasem bywa zaślepiony i naiwny jak dziecko, jest skłonny do poświęceń i współczucia. Na uwagę zasługuje również Keagan z Zakonu Róży. Jest waleczna, pewna swego i bezkompromisowa. 

Jeśli zaś chodzi o postacie, które już dobrze znamy. John, ach John… Cóż, dzieją się z nim bardzo niepokojące rzeczy. Facet praktycznie stoi nad przepaścią. Czy zaprzeda duszę „diabłu”? Fifer i Shuyler trzymają poziom z pierwszej części, a Nicholas, to Nicholas. (Mam do tej postaci wielki sentyment.)

Zaskoczył mnie natomiast wątek Caleba – muszę przyznać, że tego się jednak po nim nie spodziewałam. (Jeszcze trochę i uwierzę, że ludzie potrafią się zmieniać haha :D)

Wątek miłosny – wiadomo, że jest. Nie jest jednak nachalny i nie wysuwa się na pierwszy plan. Zdecydowanie to coś więcej niż chemia i sama fizyczność. Mam wrażenie, że gdyby zabrać książce ten wątek, w pewnie sposób obdarto by ją z nadziei. John i Elizabeth są tak słodcy z tą swoją miłością i troską, że to zdecydowanie nie byłaby ta sama historia (przyjaciółka słysząc moje określenie, że są „słodcy” na pewno by się oburzyła i spojrzała na mnie tym złym wzrokiem – jak to mówi „słodka to może być czekolada, ewentualnie mały kotek, ale w żadnym wypadku ludzie”). Autorka pokazała ile trudności trzeba czasem pokonać by zdobyć swoje szczęście. 

Virginia Boecker cały czas trzyma poziom. Muszę Wam powiedzieć, że bardzo polubiłam jej styl.
Nie za długie opisy, które jednak dobrze podkreślają klimat historii. Ciekawe słownictwo i brak „lania wody". Książkę czyta się bardzo szybko. Akcja jest wartka, a dodatkowo możemy liczyć na nagłe zwroty historii. Napięcie, w szczególności w końcówce, stoi na naprawdę na wysokim poziomie. 

Muszę przyznać, że czytając książkę przeżyłam chwile grozy, a w moje głowie kołatała się myśl „Nie, nie, nie… Jak ona mogła”… Nie powiem Wam kto, ani co zrobił i czy ta osoba uzyskała moje „przebaczenie” czy będę jej nienawidzić do końca moich dni. Powiem tylko, że w oku zakręciła się łezka. 

Nie mogę także pominąć pięknej okładki. Świetnie wpasowuje się w klimat powieści i na dodatek jest strasznie magnetyczna i intrygująca. Jestem bardzo na tak!

Nagadałam się, ale jeszcze ogólne podsumowanie. Czy The King Slayer – Królobójczyni jest lepsza od Łowczyni? Sama mam dylemat. Każda z nich miała swoje momenty. Trudno mi wskazać zwycięzcę. Uważam, że historia stworzona przez Virginie Boecker jest naprawdę jedną z lepszych jeśli chodzi o książki z czarownicami i magią. Walka o tron, polowanie na czarownice, zdrada,  poświęcenie, miłość i magia. Czego chcieć więcej? 

PS znacie może jakieś podobne książki ??

Za książkę dziękuję księgarni nieprzeczytane.pl

2 komentarze :

  1. Poluję na pierwszą część tej dylogii, więc jak przeczytam to na pewno będę w stanie polecić Ci coś podobnego :D Mega podoba mi się okładka tego tomu <3 Ale czy tylko mnie przypomina front "Dworu cierni i róż"?
    Pozdrawiam!
    Kasia z Kasi recenzje książek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia *-*
    Ja pierwszego tomu jeszcze nie przeczytałam, ale od dawna miałam go w planach (dzięki Tobie nawet jeszcze bardziej <3 ). W sumie trochę to dziwne, bo rzadko kiedy spotykam się z dwutomową serią...Może będą wydane jakieś opowiadania czy coś? Trzymam kciuki :D
    Pozdrawiam (i zapraszam, oddaję wszystkie szczere komentarze ^^)
    Czytam, piszę, recenzuję, polecam

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.